To już zaczyna być niebezpieczne. Wczoraj o godz. 9.40 w sekretariacie Michała Listkiewicza w PZPN zadzwonił telefon. Sekretarka usłyszała w słuchawce: - Za dziesięć minut wybuchnie u was bomba.
Według "Życia Warszawy" przerażeni pracownicy Związku szybko opuścili budynek przy ul. Miodowej.
Chwilę później do akcji wkroczyła policja i saperzy, ale żadnej bomby nie znaleziono. Okazało się, że był to fałszywy alarm.
Czyżby PZPN miał u kogoś przeskrobane...?(
Według "Życia Warszawy" przerażeni pracownicy Związku szybko opuścili budynek przy ul. Miodowej.
Chwilę później do akcji wkroczyła policja i saperzy, ale żadnej bomby nie znaleziono. Okazało się, że był to fałszywy alarm.
Czyżby PZPN miał u kogoś przeskrobane...?(
Komentarz