Zamieszczone przez Tuzin
Zamieszczone przez Tuzin
Zamieszczone przez Tuzin
PS Newsy spływają...
WSI inwigilowały posłów
Tajna grupa oficerów WSI działała w Sejmie i hotelu sejmowym. Stosowała techniki operacyjne, m.in. podsłuchiwanie telefonów komórkowych. Funkcjonariusze mieli też zbierać materiały obciążające parlamentarzystów.
W tle operacji WSI były ogromne pieniądze. W 2001 r. miała nastąpić gruntowna modernizacja techniczna sił zbrojnych, przygotowywano decyzje o unowocześnieniu armii i zakupach uzbrojenia oraz sprzętu wojskowego. Posłowie zajmowali się też opiniowaniem rządowego projektu dotyczącego wyboru samolotu wielozadaniowego. Ważyły się także losy szkół wojskowych. - Chodziło o to, by wiedzieć, jakie decyzje mogą być podjęte przez komisję odnośnie konkretnych ustaw i wniosków ministra obrony. Ta wiedza dawała możliwość odpowiednio szybkiej reakcji. Materiały z tych operacji trafiały do dowódców, a później miały być przekazane szefom WSI - twierdzą nasi rozmówcy. W komisji zasiadali wówczas m.in. Jerzy Szmajdziński (SLD), Janusz Zemke (SLD), Janusz Onyszkiewicz (UW), Paweł Graś i Paweł Piskorski, wówczas posłowie niezrzeszeni. Szefem WSI był Tadeusz Rusak, a jego zastępcami Mariusz Marczewski i Kazimierz Mochol.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Materiały operacyjne trafiały do innych osób z kierownictwa, ale nie mogę powiedzieć do kogo, bo naraziłbym się na ujawnienie tajemnicy państwowej – mówi dziś Mariusz Marczewski. Z kolei gen. Tadeusz Rusak nie chciał z nami rozmawiać. Zdumienia nie kryje natomiast późniejszy szef WSI Marek Dukaczewski. - Jeżeli do czegoś takiego doszło, to mamy do czynienia z absolutnym skandalem – ocenia Dukaczewski.
- Zamieszanie pamiętam, nic mi natomiast nie wiadomo odnośnie operacji WSI wobec posłów – mówi Janusz Zemke, który zasiadał w sejmowej komisji obrony. Takich działań nie przypomina sobie również poseł PO Paweł Graś. Fakt inwigilacji potwierdza natomiast Krzysztof Borowiak, ówczesny dyrektor Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON. Jego zdaniem, zdobyte w czasie inwigilacji materiały mogły trafić do ówczesnego szefa MON Bronisława Komorowskiego.
Borowiak twierdzi, że ministerstwo reprezentowało stanowisko odmienne od opinii kierowanego przeze niego departamentu. - Kiedy zwróciłem się w tej sprawie do przewodniczącego Komisji Obrony Narodowej Stanisława Głowackiego (AWS), utraciłem zaufanie ministra – tłumaczy Borowiak. – Doszło do przedziwnej sytuacji. Podczas rozmowy z szefem MON Bronisławem Komorowskim puścił mi on nagranie z poczty głosowej telefonu komórkowego Głowackiego. Było to moje nagranie na jego pocztę głosową. Minister zaprezentował mi je z komentarzem, że to dowód na moją nielojalność i brak możliwości dalszej współpracy. Ciekawe, skąd Komorowski wziął to nagranie – mówi Borowiak.
- To kompletne bzdury. Nie mam zwyczaju posługiwać się tego typu metodami – zdecydowanie zaprzecza w rozmowie z "Wprost" Bronisław Komorowski.
Tajna grupa oficerów WSI działała w Sejmie i hotelu sejmowym. Stosowała techniki operacyjne, m.in. podsłuchiwanie telefonów komórkowych. Funkcjonariusze mieli też zbierać materiały obciążające parlamentarzystów.
W tle operacji WSI były ogromne pieniądze. W 2001 r. miała nastąpić gruntowna modernizacja techniczna sił zbrojnych, przygotowywano decyzje o unowocześnieniu armii i zakupach uzbrojenia oraz sprzętu wojskowego. Posłowie zajmowali się też opiniowaniem rządowego projektu dotyczącego wyboru samolotu wielozadaniowego. Ważyły się także losy szkół wojskowych. - Chodziło o to, by wiedzieć, jakie decyzje mogą być podjęte przez komisję odnośnie konkretnych ustaw i wniosków ministra obrony. Ta wiedza dawała możliwość odpowiednio szybkiej reakcji. Materiały z tych operacji trafiały do dowódców, a później miały być przekazane szefom WSI - twierdzą nasi rozmówcy. W komisji zasiadali wówczas m.in. Jerzy Szmajdziński (SLD), Janusz Zemke (SLD), Janusz Onyszkiewicz (UW), Paweł Graś i Paweł Piskorski, wówczas posłowie niezrzeszeni. Szefem WSI był Tadeusz Rusak, a jego zastępcami Mariusz Marczewski i Kazimierz Mochol.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Materiały operacyjne trafiały do innych osób z kierownictwa, ale nie mogę powiedzieć do kogo, bo naraziłbym się na ujawnienie tajemnicy państwowej – mówi dziś Mariusz Marczewski. Z kolei gen. Tadeusz Rusak nie chciał z nami rozmawiać. Zdumienia nie kryje natomiast późniejszy szef WSI Marek Dukaczewski. - Jeżeli do czegoś takiego doszło, to mamy do czynienia z absolutnym skandalem – ocenia Dukaczewski.
- Zamieszanie pamiętam, nic mi natomiast nie wiadomo odnośnie operacji WSI wobec posłów – mówi Janusz Zemke, który zasiadał w sejmowej komisji obrony. Takich działań nie przypomina sobie również poseł PO Paweł Graś. Fakt inwigilacji potwierdza natomiast Krzysztof Borowiak, ówczesny dyrektor Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wojskowego MON. Jego zdaniem, zdobyte w czasie inwigilacji materiały mogły trafić do ówczesnego szefa MON Bronisława Komorowskiego.
Borowiak twierdzi, że ministerstwo reprezentowało stanowisko odmienne od opinii kierowanego przeze niego departamentu. - Kiedy zwróciłem się w tej sprawie do przewodniczącego Komisji Obrony Narodowej Stanisława Głowackiego (AWS), utraciłem zaufanie ministra – tłumaczy Borowiak. – Doszło do przedziwnej sytuacji. Podczas rozmowy z szefem MON Bronisławem Komorowskim puścił mi on nagranie z poczty głosowej telefonu komórkowego Głowackiego. Było to moje nagranie na jego pocztę głosową. Minister zaprezentował mi je z komentarzem, że to dowód na moją nielojalność i brak możliwości dalszej współpracy. Ciekawe, skąd Komorowski wziął to nagranie – mówi Borowiak.
- To kompletne bzdury. Nie mam zwyczaju posługiwać się tego typu metodami – zdecydowanie zaprzecza w rozmowie z "Wprost" Bronisław Komorowski.
[ Dodano: 14 Październik 2007, 19:45 ]
I kolejny...
Pistolet Kaczyńskiego - szczegóły historii
Goście "Loży prasowej" TVN24 przyznali, że opowieść o pistolecie Kaczyskiego jest nie do zweryfikowania, ale Piotr Zaremba z "Dziennika" twierdzi, że Donald Tusk po prostu "twórczo zmienił" historię z pistoletem, która na początku lat 90. krążyła po Sejmie.
- Wszyscy wiedzieli, że w tych czasach Jarosław Kaczyński nosił przy sobie broń - wspomina publicysta. Przyznaje, że posłowie opowiadali sobie w 1991 roku historię która miała zdarzyć się podczas rozmów nad tworzeniem rządu Jana Olszewskiego. Na rozmowach był i Jarosław Kaczyński i Donald Tusk.
- Tusk miał zażartować do lidera PC: wy jesteście chadekami, więc kierujecie się encykliką "Lelum polelum" - opowiada Zaremba, tłumacząc że chodziło o encyklikę "Rerum Novarum".
- Kaczyński wyjął wtedy pistolet i powiedział: za takie słowa to ja Cię zastrzelę.
Zdaniem publicysty lider PO odniósł się właśnie do tego zdarzenia "twórczo je zmieniając". - Mam wątpliwości, czy Tusk powinien to opowiadać. To była sytuacja prywatna, całkowicie nie do zidentyfikowania - ocenia Zaremba. Zanzaczył jednak, że nie wyklucza, iż historia Tuska jest także prawdziwa.
- Dla mnie Ciebie zabić, to jak splunąć - tak według relacji Tuska miał powiedzieć do niego Kaczyński. Donald Tusk historię z pistoletem pamięta zupełnie inaczej.
Goście "Loży prasowej" TVN24 przyznali, że opowieść o pistolecie Kaczyskiego jest nie do zweryfikowania, ale Piotr Zaremba z "Dziennika" twierdzi, że Donald Tusk po prostu "twórczo zmienił" historię z pistoletem, która na początku lat 90. krążyła po Sejmie.
- Wszyscy wiedzieli, że w tych czasach Jarosław Kaczyński nosił przy sobie broń - wspomina publicysta. Przyznaje, że posłowie opowiadali sobie w 1991 roku historię która miała zdarzyć się podczas rozmów nad tworzeniem rządu Jana Olszewskiego. Na rozmowach był i Jarosław Kaczyński i Donald Tusk.
- Tusk miał zażartować do lidera PC: wy jesteście chadekami, więc kierujecie się encykliką "Lelum polelum" - opowiada Zaremba, tłumacząc że chodziło o encyklikę "Rerum Novarum".
- Kaczyński wyjął wtedy pistolet i powiedział: za takie słowa to ja Cię zastrzelę.
Zdaniem publicysty lider PO odniósł się właśnie do tego zdarzenia "twórczo je zmieniając". - Mam wątpliwości, czy Tusk powinien to opowiadać. To była sytuacja prywatna, całkowicie nie do zidentyfikowania - ocenia Zaremba. Zanzaczył jednak, że nie wyklucza, iż historia Tuska jest także prawdziwa.
- Dla mnie Ciebie zabić, to jak splunąć - tak według relacji Tuska miał powiedzieć do niego Kaczyński. Donald Tusk historię z pistoletem pamięta zupełnie inaczej.
A dzisiaj Tusk opowiadał o miłości, powołując się na Jana Pawła. Szkoda, że nie "ucałował ziemi kaliskiej"...
Komentarz