Zamieszczone przez Foxx
Ależ proszę bardzo, wkleję ja 
(+ komentarze)

(+ komentarze)
w tym felietonie Michalskiego znalazlem swietny fragment!
Zamieszczone przez Dziennik.pl/Cezary Michalski
"[...]
Redaktor "Newsweeka" - nie on jeden w polskich mediach - widzi w polskich mediach wyłącznie "zwolenników" lub "przeciwników" tej czy innej partii. Zapomina, że oprócz nich istnieją jeszcze dziennikarze. Dziennikarstwo to zawód, w którym nie szuka się na siłę dowodu do z góry założonej tezy, ale waży się racje, argumentuje. Jeśli używa się porównań i analogii, to wyłącznie takich, których przywołanie usprawiedliwia zdrowy rozsądek.
Natomiast pisząc tak jak Kaczorowski, pozbawiamy się wpływu na opinię publiczną, która ma wszelkie prawo uważać nas - dziennikarzy - wyłącznie za najemników tej czy innej partii albo ideologicznej koterii. W ten sposób marnujemy także okazję oddziaływania na polityków. Bo oczywiście mają oni obowiązek słuchać krytyki prowadzonej w dobrej wierze. Ale każde "przegrzanie", każde pojawienie się w mediach zjawiska, które Rafał Ziemkiewicz celnie nazwał kiedyś na naszych łamach "tryumfem małpiego rozumu", usprawiedliwia agresję wobec naszego środowiska zawodowego lub w najlepszym wypadku obojtność na nasze krytyki.
Zamiast czytania artykułów, analiz, komentarzy zaczyna się wtedy sprawdzanie: czyj dziennikarz to napisał: PO-wski czy PiS-owski, może SLD-owski, a może dziennikarz "Gazety Wyborczej". Zamiast opisywać strony politycznego czy ideowego sporu, sami stajemy się stroną. Nieraz gorzej przygotowaną do uprawiania tej własnej, samozwańczej polityki niż politycy, których krytykujemy.
Afirmatywne zacytowanie przez Kaczorowskiego to już druga nagroda dla mnie od czasu, kiedy napisałem komentarz przestrzegający PiS, aby nie zaostrzało konfliktu wokół prezydentury Warszawy, "nie bawiło się w autorytaryzm". Wcześniej zostałem nagrodzony przez "Gazetę Wyborczą", która chyba po raz pierwszy od czasu swego powstania zaliczyła mnie do grona "poważnych komentatorów".
Otóż takie zabiegi wychowawcze na mnie nie działają. Wielce Szanowni Panowie, lekce sobie ważę wasze pochwały. Ja dbam o jakość polskiej demokracji, a wy nie. Ja próbuję rozróżniać te działania, w których Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro, Ludwik Dorn tę jakość podnoszą, od tych, które nie dość, że ją obniżają, to jeszcze są niepotrzebne. Bo polską politykę można wzmacniać także w granicach demokratycznych procedur, a polskie państwo można naprawiać także po przegranych wyborach w Warszawie. Podczas gdy dociskanie demokracji kolanem może tylko PiS-owskiej sanacji zaszkodzić. Aż tyle i tylko tyle.
[...]
Zarówno Kaczyński, jak i Tusk popełniają błędy, chętnie i ostro o nich w DZIENNIKU piszemy. Ale przyznam szczerze, że śmieszy mnie, kiedy medialne sieroty po III RP - takie jak Aleksander Kaczorowski czy Marek Beylin - przytupują nóżkami, aby ci, którym na reformie polskiego państwa naprawdę zależy, nawet jeśli tak jak Kaczyński i Tusk widzą ją bardzo odmiennie, zamiast walczyć na argumenty, pozagryzali się wzajemnie. A może sieroty po III RP marzą, aby Rywin i Szmajdziński, Listkiewicz i Aleksandra Jakubowska powrócili w chwale? Aby znów stali się świętymi krowami, niekrytykowalnymi w "mediach centralnych". Jeśli tak, to mnie nie jest z nimi po drodze.
Redaktor "Newsweeka" - nie on jeden w polskich mediach - widzi w polskich mediach wyłącznie "zwolenników" lub "przeciwników" tej czy innej partii. Zapomina, że oprócz nich istnieją jeszcze dziennikarze. Dziennikarstwo to zawód, w którym nie szuka się na siłę dowodu do z góry założonej tezy, ale waży się racje, argumentuje. Jeśli używa się porównań i analogii, to wyłącznie takich, których przywołanie usprawiedliwia zdrowy rozsądek.
Natomiast pisząc tak jak Kaczorowski, pozbawiamy się wpływu na opinię publiczną, która ma wszelkie prawo uważać nas - dziennikarzy - wyłącznie za najemników tej czy innej partii albo ideologicznej koterii. W ten sposób marnujemy także okazję oddziaływania na polityków. Bo oczywiście mają oni obowiązek słuchać krytyki prowadzonej w dobrej wierze. Ale każde "przegrzanie", każde pojawienie się w mediach zjawiska, które Rafał Ziemkiewicz celnie nazwał kiedyś na naszych łamach "tryumfem małpiego rozumu", usprawiedliwia agresję wobec naszego środowiska zawodowego lub w najlepszym wypadku obojtność na nasze krytyki.
Zamiast czytania artykułów, analiz, komentarzy zaczyna się wtedy sprawdzanie: czyj dziennikarz to napisał: PO-wski czy PiS-owski, może SLD-owski, a może dziennikarz "Gazety Wyborczej". Zamiast opisywać strony politycznego czy ideowego sporu, sami stajemy się stroną. Nieraz gorzej przygotowaną do uprawiania tej własnej, samozwańczej polityki niż politycy, których krytykujemy.
Afirmatywne zacytowanie przez Kaczorowskiego to już druga nagroda dla mnie od czasu, kiedy napisałem komentarz przestrzegający PiS, aby nie zaostrzało konfliktu wokół prezydentury Warszawy, "nie bawiło się w autorytaryzm". Wcześniej zostałem nagrodzony przez "Gazetę Wyborczą", która chyba po raz pierwszy od czasu swego powstania zaliczyła mnie do grona "poważnych komentatorów".
Otóż takie zabiegi wychowawcze na mnie nie działają. Wielce Szanowni Panowie, lekce sobie ważę wasze pochwały. Ja dbam o jakość polskiej demokracji, a wy nie. Ja próbuję rozróżniać te działania, w których Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro, Ludwik Dorn tę jakość podnoszą, od tych, które nie dość, że ją obniżają, to jeszcze są niepotrzebne. Bo polską politykę można wzmacniać także w granicach demokratycznych procedur, a polskie państwo można naprawiać także po przegranych wyborach w Warszawie. Podczas gdy dociskanie demokracji kolanem może tylko PiS-owskiej sanacji zaszkodzić. Aż tyle i tylko tyle.
[...]
Zarówno Kaczyński, jak i Tusk popełniają błędy, chętnie i ostro o nich w DZIENNIKU piszemy. Ale przyznam szczerze, że śmieszy mnie, kiedy medialne sieroty po III RP - takie jak Aleksander Kaczorowski czy Marek Beylin - przytupują nóżkami, aby ci, którym na reformie polskiego państwa naprawdę zależy, nawet jeśli tak jak Kaczyński i Tusk widzą ją bardzo odmiennie, zamiast walczyć na argumenty, pozagryzali się wzajemnie. A może sieroty po III RP marzą, aby Rywin i Szmajdziński, Listkiewicz i Aleksandra Jakubowska powrócili w chwale? Aby znów stali się świętymi krowami, niekrytykowalnymi w "mediach centralnych". Jeśli tak, to mnie nie jest z nimi po drodze.

Komentarz