Jak kolega Foxx napisał kmwtw. Ale chyba się nie ma co tak kryć nieśmiało, bo skoro taki mały aktywny kibol jak ja dostał wezwanie pod broń na piątek, to już mobilizacja sięga trzeciego garnituru

Onomatopej:
Ja na obecne wydarzenia patrzę trochę szerzej, w zasadzie sedno problemu poruszyliście po części.
Definiowanie, że na tych protestach mamy wyłącznie lewaków, neomarksistów, bolszewików, antifę, tęczowych i Bóg wie kogo tam jeszcze to takie życzeniowe zaklinanie rzeczywistości. Wygodny punkt widzenia do uproszczonego zdefiniowania sobie wroga i wytłumaczenia zjawiska.
Jak dla mnie to te wymienione grupy są tam oczywiście obecne, ale stanowią jakiś niewielki procent wkurwionych ludzi, którzy postanowili zaprotestować. Majstrowanie przy kompromisie aborcyjnym jest tu tylko kolejnym kamyczkiem w ogródku. Wydaje mi się, że zwyczajnie dość sporą grupę szarych ludzi zaczyna męczyć dość mocny i zauważalny wpływ religii na państwo. Ludzi wkurwiają politycy trzymający się za ręce z przedstawicielami kościoła na jakiś uroczystościach, wkurwiają ich kolejne wiadomości o znaczącym finansowym wsparciu kościoła na wielu polach (chodzi mi głównie o imperium skromnego zakonnika z Torunia), wkurwia ich to, że muszą utrzymywać religię jako przedmiot szkolny, który do tego wszystkiego wliczany jest do średiej ocen, wkurwiają ich zamiatane pod dywan i bagatelizowane afery pedofilskie, wkurwia ich każde kolejne pole gdzie kościół wpływa na normalne, laickie życie.
Widzą po prostu wpływy kościoła, które zmieniają pewne idee i założenia religii w realne prawodawstwo.
Oczywiście możecie napisać mi teraz, że kościół nie miał w sprawie tej opinii TK nic wspólnego, ale przecież doskonale wiecie, że ludzie tego tak nie utożsamiają.
Ludzie zwyczajnie zaczynają się zastanawiać - co dalej? Czy państwo będzie chciało zakazać np. antykoncepcji hormonalnej?
Moim zdaniem (jako osoby wierzącej) państwo i kościół tylko na tym zbliżeniu tracą i na dłuższą metę będzie to wiązało się ze zmianami i stałym osłabiebiem pozycji kościoła.
To z resztą już się zaczęło - wystarczy spojrzeć na frekwencję w kościołach i średnią wieku na mszach czy na frekwencję na lekcjach religii.
W moim odczuciu to początek scenariusza Irlandzkiego. Wydaje mi się jednak, że to wyjdzie na dobre Państwu jak i kościołowi. Kościół straci wpływy, ale odklei się od niego masa fałszywców.
Ludzi, którzy są blisko niego (czy wręcz stanowią jego cześć) dla wpływów i pieniędzy.
Nie zrozumcie mnie źle - ja przynajmniej tak widzę to w szerszym kontekście i mój post nie ma na celu kogoś urazić.
Tylko, że określanie obecnych protestów (od razu zaznaczam, że potępiam jakieś mazanie po kościołach i zakłócanie mszy) mianem jakiś "wystąpień neomarksistowskich bojówek" ma
się tak jak porównanie Marszu Niepodłegłości do retoryki "zjazdu faszystów". W obu kwestiach znajdą się zapewne przypadki mocno skrajnych środowisk, ale wydaje mi się, że
i tu i tu była/jest jeszcze za tym wszystkim masa niezadowlonych, zwykłych ludzi.
Życzę wszystkim, żeby mimo wszystko po obu stronach nastroje się ostudziły. Za małym w bicepsie jesteśmy państwem, żeby sobie pozwalać na otwarty konflikt wewnętrzny.
Wczoraj głośno debatowalśmy ze znajomymi - kto w tym momencie jest na tyle silnym autorytetem, że mógłby próbować ugasić emocje i doprowadzić do sensownego dialogu?
Z przerażeniem odkryliśmy, że trudno taką osobę czy instytucję wskazać. Padło hasło - prezydent Duda. Zgadzam się. Choć na niego nie głosowałem to jestem państwowcem, szanuję urząd.
Ale zamiast w tej historycznej chwili opracować z doradcami plan, wygłosić przemyślane przemówienie i próbować mediacji, to prezydenta zwyczajnie nie ma. Czytam "nie ma warunków".
K***a warunków to by nie mógł mieć jakby kacapy na nas atomówki zrzucili i by siedział w bunkrze z telefonem satelitarnym, a nie będąc na kwarantannie. Nie mój człowiek ,ale liczyłem na niego.
Niestety zwyczajny kruchy wafel (i od razu uprzedzam komentarze - Trzaskowski by lepszy nie był zapewne. Ten pojawił się na jednej z demonstracji, ale został zwyczajnie pogoniony).
Kończąc przydługi wywód - czyta go zapewne kilka osób, które mają relanie wpływ na pewne grupy i decyzje - nie przekroczmy Rubikonu. Pokusa, żeby wyjaśnić drugą stronę jest ogromna,
ale o ile to możliwe zachowajmy chłodne głowy. Jakiś ekstremistyczny plankton przykleił się do zwykłych wkurwionych ludzi, jak to gówno do okrętu, i krzyczy - "płyniemy".
Antifa i inne leszcze barowe zobaczyły okazję, żeby w końcu solidniej poszumieć, kryjąc się za wkurwionymi ludźmi. Zachowajmy wszyscy zimną krew.
Zdrowia i rozsądku, bo obu tych rzeczy jak nigdy od nas potrzebuje nasz kraj.
Komentarz