Zamieszczone przez Nazgul
Ogłoszenie
Zwiń
No announcement yet.
Polityka
Zwiń
X
-
http://mocneslowa.com - centrum cytatu politycznego
-
Zamieszczone przez FoxxTo ja już nie wiem, czy wsprawie bilboardów, seks-afery, czy defraudacji we wrocławskiej LPR, prokuratura jest dyspozycyjna, czy nie?http://mocneslowa.com - centrum cytatu politycznego
Komentarz
-
To dość ciekawe - dyskutujemy o dwóch umorzeniach niejasnych sytuacji, na które nie znaleziono dowodów procesowych. Mam wrażenie, że w przypadku dotyczącym Platformy, uważasz że to zamyka sprawę (a nawet przeszkadza Ci, że ktoś może mieć wątpliwości, czy brak dowodów na dzień dzisiejszy oznacza, że "sprawy nie było"). W przypadku Olimpii prezentujesz zaskakująco odwrotne podejście.
Ja kwestii formalnej przypominam - od początku nie mam jednoznacznej oceny (w kwestii złamania prawa, bo zasad - bez wątpliwości) w tej kwestii.My ludzkie bydło, ludzki gnój, z suteren i poddaszy, my chcemy herb mieć swój, na zgubę wrogom naszym.
Komentarz
-
Zamieszczone przez cnmZamieszczone przez NazgulNapisałem już o tym w odpowiedzi na post Kocura77
Czyny - nie słowa.
Czekam na pierwszą aferę korupcyjną w wykonaniu PiS - wtedy pogadamy.- też z Moglem robiliście sceny swego czasu
). Co do terenów Olimpii to sprawa jest ciekawa, przewijają się znajome nazwiska (jedno z nich już nawet pisze się tylko z inicjału) i czekam niecierpliwie na zakończenie sprawy która - co widać w podlinkowanym niżej artykule jest starsza niż warszawska prezydentura Kaczyńskiego a więc grunt pod to przejęcie był zapewne przygotowany w sposób nie pozostawiający wątpliwości.
Przeszło 6-hektarowy teren klubu sportowego Olimpia na Woli przez machinacje prezesa stał się własnością prywatnej spółki. Ratusz przyglądał się bezczynnie kontrowersyjnym transakcjom, a w ostatnim dniu urzędowania Lecha Kaczyńskiego wydał korzystne dla inwestora warunki zabudowy
Wyceniany na minimum 60 mln zł teren Olimpii należy już do prywatnej spółki Insbud-Olimpia, której większościowym udziałowcem jest Mieczysław Maliszewski, wieloletni szef firmy budowlanej Insbud.
Ustaliliśmy, że Insbud nie zapłacił wiele za atrakcyjną działkę. Zawiązał spółkę z klubem Olimpia, wnosząc udziały wycenione na 5,2 mln zł. Potem klub zadłużył się w Insbudzie. Ostatecznie należąca do Maliszewskiego spółka Insbud-Olimpia dopłaciła 3,4 mln zł i objęła wszystkie udziały. Dziś jest jedyną właścicielką ogromnego terenu.
Obaj partnerzy Mieczysław Maliszewski i Marian Parchowski mówią zgodnie, że działali dla dobra klubu. Insbud miał rzekomo sponsorować działalność sportową, zobowiązał się do budowy nowych trybun i boiska. Jednak z dokumentów wynika, że podupadła Olimpia nie ma już żadnego majątku, a zobowiązania Insbudu będą trudne do wyegzekwowania.
Nie po raz pierwszy instytucja publiczna, jakim jest klub sportowy, pozbywa się w ten sposób cennego majątku. Powoływanie spółek inwestycyjnych, do których miasto wnosiło grunt tzw. aportem, ostro krytykowała ekipa Lecha Kaczyńskiego w czasie, gdy był on prezydentem Warszawy.
Jego urzędnicy zwracali uwagę, że w ten sposób omija się przetargi. Kilka spraw, w których miasto wniosło aportem grunt do spółki inwestycyjnej, kontrolerzy ratusza skierowali do prokuratury. Uznali, że miasto straciło na zbyt niskiej wycenie gruntów i winni urzędnicy powinni ponieść karę.
Sprawa Olimpii jest podobna - biorąc pod uwagę cenę terenu, Insbud zapłacił skandalicznie mało. Nie było mowy o jakimkolwiek przetargu czy konkursie. Zdaniem pytanych przez nas prawników działalność prezesa Parchowskiego może być uznana za przestępstwo zagrożone karą do pięciu lat więzienia.
Jednak ratusz Lecha Kaczyńskiego nie skontrolował transakcji na Olimpii. Ostatecznie poszedł Insbudowi-Olimpii na rękę, dając jej korzystne warunki zabudowy (przewidują budowę nawet 15-piętrowych bloków).
Można podejrzewać, że pomogły znajomości Mariana Parchowskiego, dzisiejszego prezesa Olimpii, w przeszłości działacza zarządu krajowego PC i jednego z założycieli spółki Telegraf, która miała być zapleczem gospodarczym PC.
Ostatnia decyzja za prezydentury Lecha Kaczyńskiego
Lech Kaczyński zrzekł się warszawskiej prezydentury 22 grudnia. Tego samego dnia spółka Insbud-Olimpia dostała od naczelnego architekta Warszawy Michała Borowskiego tzw. warunki zabudowy pozwalające na budowę osiedla na terenie klubu. - Chcemy tu zbudować osiedle na blisko 800 mieszkań - mówi Julita Ejsmont, prezes Insbud-Olimpii.
Miała być zieleń
W studium zagospodarowania miasta teren Olimpii miał być obszarem zielonym. W ciągu ostatnich lat dzielnica Wola wydała ok. 10 mln zł na modernizację sąsiadującego z terenem klubu parku Moczydło. Miasto przygotowuje plan zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu. Dzięki temu biuro naczelnego architekta mogło się wstrzymać z decyzją. Ale tak się nie stało.
Z decyzji urzędu miasta cieszy się Marian Parchowski, prezes Wolskiego Robotniczego Klubu Sportowego "Olimpia" oraz jego biznesowy partner Mieczysław Maliszewski, główny udziałowiec firmy budowlanej Insbud Warszawa. Dzięki korzystnym warunkom będą mogli wreszcie zrealizować swoje biznesowe plany - zabudować zielone tereny klubu sportowego.
W wyniku kilku transakcji teren Olimpii stał się w całości własnością spółki Insbud-Olimpia, w której większościowe udziały ma prezes Maliszewski. Szefem zarządu jest jego córka Julita Ejsmont.
Majątek Olimpii przechodził do rąk Maliszewskiego stopniowo. Pod koniec lat 90. klub sportowy Olimpia i Insbud Warszawa zawiązały Insbud-Olimpię. Aportem klubu było prawo do 6,6-hektarowego terenu wycenionego w umowie spółki na zaledwie 1 mln zł. Zdaniem ekspertów z Emmerson Nieruchomości teren Olimpii ma wartość co najmniej 60 mln zł.
Po zawiązaniu Insbud-Olimpii klub stopniowo zadłużał się w Insbudzie Warszawa i za zwolnienie z kilkumilionowego długu zrzekł się praw do gruntu. Teraz Olimpia nie ma nic. Za to płaci rocznie ok. 150 tys. zł za użytkowanie terenu, którego nie jest już właścicielem. Udziałowcami spółki posiadającej ponad 6 ha atrakcyjnego gruntu jest Insbud Warszawa i Mieczysław Maliszewski.
Trybuny za bramkami
Marian Parchowski przyjmuje nas w swoim gabinecie na terenie Olimpii. Obok portretu marszałka Piłsudskiego wisi kalendarz z damą w negliżu. Na regale butelki z wysokoprocentowym alkoholem: pusta i pełna.
Dlaczego grunt klubu wyceniono w umowie spółki Insbud-Olimpia tak nisko? Tego prezes klubu nie pamięta. Zapewnia, że Insbud Warszawa dotował sportową działalność Olimpii. Jak dużymi kwotami? Tego też dokładnie nie wie.
Mówi, że firma sfinansowała budowę trybun przy boisku piłkarskim. Jednak zbudowano je w dziwaczny sposób. Zamiast wzdłuż boiska wyrosły tylko za bramkami. Kosztowały ok. 1,5 mln zł. - Z końca boiska niewiele widać. Chodziło o to, aby nie zabudowywać terenu przeznaczonego na inwestycje - mówi wolska radna.
- Mamy wewnętrzną umowę z Insbud-Olimpią. W przyszłości obiecali wybudować pozostałe trybuny i wymienić murawę - zapewnia prezes Parchowski. W sądzie rejestrowym nie ma śladu takiej umowy. A co stanie się z klubem, jeśli np. Insbud-Olimpia nie wywiąże się z umowy lub zbankrutuje? - No, będzie klapa, teren już nie jest nasz - przyznaje prezes Olimpii.
Mieczysław Maliszewski również nie pamięta kwot, jakie łożył na Olimpię. Z uzyskanych warunków zabudowy jest zadowolony. - To otwiera nam drogę do inwestycji - cieszy się prezes Maliszewski. Wprawdzie prezes nie ma na to wystarczających pieniędzy, ale już szuka strategicznego partnera.
Znajomości i wytarte ścieżki
Spółka Insbud-Olimpia od połowy lat 90. mogła liczyć na przychylność władz. W zarządzie klubu działał Paweł Bujalski, b. wysoki urzędnik gminy Centrum, bliski współpracownik Pawła Piskorskiego (PO), b. prezydenta Warszawy. Gdy w czerwcu 1998 r. Bujalskiego wybrano na zastępcę prezesa Olimpii, poszerzono możliwości działania klubu. Odtąd zarząd mógł powoływać spółki, które miały finansować działalność sportową.
Prezes Parchowski działał we władzach PC. Potem udzielał się w RS AWS. Razem z Maciejem Zalewskim (odsiaduje wyrok za to, że jako szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego zażądał łapówki od szefów Art-B) zakładał spółkę Telegraf, która miała być zapleczem gospodarczym PC. Państwowe firmy wpompowały w nią miliony złotych. Co się stało z pieniędzmi? Tego dotąd nie wyjaśniono. Zalewski jest wciąż szeregowym działaczem klubu Olimpia
W 1998 r. do zarządu Olimpii dostał się Jerzy Wielgus, szef mazowieckiej "S" i wpływowy warszawski radny. Ostatnio Wielgus ściśle współpracował z PiS. W ub.r. w zamian za poparcie absolutorium Lecha Kaczyńskiego dostał wysokie miejsce na liście kandydatów PiS do Sejmu.
Z Zalewskim, Parchowskim i Bujalskim przyjaźnił się Andrzej Urbański, były zastępca Lecha Kaczyńskiego w warszawskim ratuszu, dziś szef kancelarii prezydenta RP. Wszyscy byli liderami podziemnych Grup Politycznych "Wola". Kontakty z solidarnościowej działalności przetrwały próbę czasu. Nie jest tajemnicą, że minister Urbański pojawiał się na corocznych spotkaniach wigilijnych klubu Olimpia, które organizował Parchowski.
- Przestałem tam przyjeżdżać kiedy zostałem wiceprezydentem [w 2002 r. - red.] - tłumaczy się Andrzej Urbański i zarzeka się, że o planach inwestycyjnych kolegi nic nie wiedział.
Wytarte ścieżki do władz miasta miał też Insbud Warszawa. Na początku lat 90. ta firma budowała domy przy Łuckiej i Żelaznej dla Dembudu - spółdzielni zarządzanej i zamieszkanej przez elitę warszawskiej PO.
Pomogły przyjaźnie?
Dlaczego urząd Lecha Kaczyńskiego poszedł Insbud-Olimpii rękę: dał liberalne warunki zabudowy, choć wcześniej w studium zagospodarowania przestrzennego przewidziano tam tylko tereny rekreacyjno-sportowe?
- Na podstawie analizy materiałów moi urzędnicy przychylili się do prośby właściciela gruntu. Moje biuro zgodziło się na bloki w tym miejscu. W Warszawie wciąż jest za mało mieszkań - tłumaczy Michał Borowski, naczelny architekt Warszawy. Dlaczego przystał na tak dużą inwestycję tuż przy parku Moczydło? - Do parku jest 150 m, to bardzo daleko - przekonuje Borowski.
Przyszli mieszkańcy oprócz pięknych widoków na park będą mieli też stację metra, bo szczęśliwie dla nich niedawno zmieniono trasę drugiej linii. Dokładnie przy planowanym osiedlu będzie przystanek podziemnej kolejki.
Nie można oprzeć się wrażeniu, że ratusz patrzył przez palce na interesy Mariana Parchowskiego i Mieczysława Maliszewskiego. W kilku podobnych sytuacjach, gdy gmina wnosiła do spółki inwestycyjnej grunt aportem, urzędnicy Lecha Kaczyńskiego dopatrzyli się przestępstwa i skierowali sprawę do prokuratury. Tak do prokuratury trafiła sprawa Złotych Tarasów oraz inwestycji Sedeco przy ul. Miedzianej.
W działaniach prezesa Parchowskiego również można doszukiwać się niegospodarności i przestępstwa gospodarczego. Najwyraźniej działał na szkodę klubu, godząc się, aby jego ogromny majątek przejęła za niewielkie pieniądze prywatna spółka.
Między sprawami skierowanymi przez ratusz do prokuratury a sprawą Olimpii jest jednak zasadnicza różnica. W sprawach, które kontrolerzy Lecha Kaczyńskiego skierowali do prokuratury, oskarżonymi są urzędnicy z rekomendacji PO lub SLD. Olimpią zaś rządzi człowiek zaprzyjaźniony z elitami PiS.
I jeszcze dowcip z dedykacją:
Mąż wraca nad ranem do domu. W drzwiach wita go żona:
- Oj Ty mój biedaku... Znowu całonocne zebranie?
- No...
- Daj płaszcz... Masz szminkę na policzku... zaraz
wytrzemy... pewnie znowu ta stara księgowa wycałowała cię w pracy
- No...
- Masz też szminkę na kołnierzyku... pewnie ktoś cię
brudził w autobusie... nie przejmuj się
- No...
- Ściągaj te łachy i kładź się spać. Musisz odpocząć
biedaku...
- No...
- Jesteś podrapany na plecach... Znowu wpadłeś na ten krzak przed domem
- No....
- Stefan! Ty masz na sobie damskie majtki!
- No to teraz kombinuj...
Komentarz
-
Zamieszczone przez FoxxTo dość ciekawe - dyskutujemy o dwóch umorzeniach niejasnych sytuacji, na które nie znaleziono dowodów procesowych. Mam wrażenie, że w przypadku dotyczącym Platformy, uważasz że to zamyka sprawę (a nawet przeszkadza Ci, że ktoś może mieć wątpliwości, czy brak dowodów na dzień dzisiejszy oznacza, że "sprawy nie było"). W przypadku Olimpii prezentujesz zaskakująco odwrotne podejście.
Według naszych ustaleń Marian Parchowski działał na szkodę klubu. Mogło dojść do niegospodarności zagrożonej nawet dziesięcioma latami więzienia. Prokuratura wyciągnęła jednak inne wnioski. - Klub był zadłużony. Jego szef chciał wyprowadzić go na prostą - stwierdza Andrzej Komosa, wiceszef wolskiej prokuratury.
Ale dlaczego doszło do zadłużenia klubu? Dlaczego długu nie spłacono, np. sprzedając tylko części gruntów na przetargu? Na te pytania prokurator odpowiedzieć nie chce. Mówi ogólnie, że transakcje na terenie Olimpii to sprawa skomplikowana.
Podczas badania sprawy na rozmowę wezwano Julitę Ejsmont, córkę prezesa Maliszewskiego i zarazem prezesa spółki Insbud Olimpia. Nie ma natomiast wzmianki o wysłuchaniu wyjaśnień samego Parchowskiego.
Ten wpływowy działacz PC i współzałożyciel spółki Telegraf, która miała być zapleczem gospodarczym Porozumienia Centrum, nie po raz pierwszy może się cieszyć przychylnością najwyższych urzędów.http://mocneslowa.com - centrum cytatu politycznego
Komentarz
-
Zamieszczone przez cnmI dlatego pozwalam sobie interpretowac roznie te dwie sytuacje.
Edit: Właśnie wyszpetałem niezły kwiatek:
Jastrun albo jest niespełna rozumu albo łże jak pies...
Komentarz
-
"Świńska wojna" trwa...
Rosja nie wyklucza zwiększenia w przyszłym roku importu mięsa z Ameryki Łacińskiej, Australii i Nowej Zelandii, jeśli nie zostanie do tego czasu uregulowana sprawa dostaw produktów zwierzęcych z Unii Europejskiej
Rosja nie wyklucza zwiększenia w przyszłym roku importu mięsa z Ameryki Łacińskiej, Australii i Nowej Zelandii, jeśli nie zostanie do tego czasu uregulowana sprawa dostaw produktów zwierzęcych z Unii Europejskiej - powiedział agencji ITAR-TASS przedstawiciel rosyjskiej służby nadzoru weterynaryjnego i fotosanitarnego Rossielchoznadzor, Aleksiej Aleksiejenko.
W informacji na ten temat rosyjska agencja prasowa przytacza wypowiedź Aleksiejenki: Jeśli do 1 stycznia kraje Unii Europejskiej nie podpiszą z nami dwustronnych umów o dostawach produktów zwierzęcych do Federacji Rosyjskiej po wejściu do UE Bułgarii i Rumunii, będziemy rozważać ewentualność rozszerzenia im portu mięsa z Ameryki Łacińskiej, w tym z Peru, Argentyny, Meksyku i Brazylii, a także z Nowej Zelandii i Australii.
Dwa dni wcześniej "Rossijskaja Gazieta" podała, iż szef Rossielchoznadzoru, Siergiej Dankwert oświadczył, że 1 stycznia Rosja zamyka swój rynek dla unijnego mięsa, ale gotowa jest uczynić wyjątek dla Danii, Francji, Holandii, Irlandii, Niemiec i Włoch - pod warunkiem, że kraje te podpiszą z Rosją dwustronne porozumienia, gwarantujące, iż dostarczane przez nie mięso jest bezpieczne, nie pochodzi z Rumunii i Bułgarii.
Doniesienia o jakoby zawartej już rosyjsko-niemieckiej umowie w tej sprawie zdementowała w czwartek Bruksela. Potwierdziła natomiast, że Moskwa podejmuje próby podpisania tego rodzaju dwustronnych umów z różnymi krajami UE, czemu Komisja Europejska jest stanowczo przeciwna.
Żaden kraj Unii Europejskiej nie zdecydował się na podpisanie bilateralnego porozumienia. Wszystkie kraje są zgodne ze stanowiskiem Komisji Europejskiej co do potrzeby skoordynowanego stanowiska UE w tej sprawie - powiedział rzecznik unijnego komisarza ds. zdrowia Markosa Kyprianu, Philip Tod.
Komisja Europejska proponuje, abyśmy do końca grudnia przyjęli od 25 państw UE gwarancje niewwożenia na terytorium Federacji Rosyjskiej mięsa z Bułgarii i Rumunii, jednak my nie jesteśmy gotowi tego uczynić m.in. ze względu na niełatwe stosunki z Polską - odpowiedział szef Rossielchoznadzoru na łamach czwartkowej "Rossijskiej Gaziety".
Trwające od listopada 2005 roku rosyjskie embargo na dostawy mięsa i artykułów rolnych z Polski spowodowało, że Warszawa zablokowała w zeszłym miesiącu przyjęcie unijnego mandatu na negocjacje nowego porozumienia UE-Rosja o partnerstwie i współpracy. (al)
Nadszedł czas wyraźnego samookreślenia
Komentarz
-
Zamieszczone przez e(L)egionNoo to bedzie ciekawy test dla solidarności UE. Jestem ciekaw rozstrzygnięć.
Rosja liczy na rozpoczynające się w styczniu półroczne przewodnictwo Niemiec w Unii Europejskiej, mając nadzieję na przełamanie polskiego weta w sprawie negocjacji nowego porozumienia UE-Rosja.
Pełnomocnik prezydenta Rosji Władimira Putina ds. stosunków z Unią Europejską Siergiej Jastrzembski, w wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" wyraził nadzieję, że UE podczas przewodnictwa Niemiec będzie w stanie dzięki ich autorytetowi uzyskać od Warszawy zgodę na rozpoczęcie rozmów, co do tej pory rozbijało się - według słów Jastrzembskiego - o "nacjonalistyczne interesy Polski".
Jak twierdzi doradca prezydenta Rosji, "Unia sama przyprawiła się o ten ból głowy i sama musi się od niego uwolnić". "Niemcy bardzo dobrze znają Rosję i rozumieją, jak ważni jesteśmy dla UE" - podkreślił w tym kontekście Jastrzembski.
Róbmy swoje
Ale żeby nie było za wesoło to znalazłem bardzo IMO trafny komentarz:
Niemcy maja bardzo niedokładne informacje pisząc, że 78 % czołowych rosyjskich polityków związanych było ze służbami specjalnymi. Pierszy błąd to użycie słowa byli - należy używać słowa "są". Druga sprawa to problem pozostałych 22 % czołowych rosyjskich polityków, którzy są członkami służb specjalnych tak tajnych, że Niemcy uważają, że oni nie maja nic wspólnego z tymi służbami. Państwo Putina zorganizowane jest przez słuzby specjalne uwłaszczone na dawnym majątku państwowym i mające na usługach cały aparat państwowy z policja, wojskiem i mafią włącznie. Tak miała wyglądać "pieriestrojka" we wszystkich krajach dawnego "Demoludu". Nie wszędzie się to udało tak jak w Rosji. Tam poszło najlepiej. Zachód jak zawsze albo nie wie o co chodzi albo dla partykularnych interesów poszczególnych państw - udaje, że nie wie co jest grane.Zapominają, że Rosja prowadzi polityke nie na kadencję sejmową tak jak Zachód tylko na dziesiatki lat "do przodu" Europa obudzi się pewnie dopiero wtedy jak okaże się, że rosyjski kapitał decyduje o budżecie i losach finansów każdego europejskiego państwa.
Komentarz
-
Zamieszczone przez NazgulAle żeby nie było za wesoło to znalazłem bardzo IMO trafny komentarz:
Niemcy maja bardzo niedokładne informacje pisząc, że 78 % czołowych rosyjskich polityków związanych było ze służbami specjalnymi. Pierszy błąd to użycie słowa byli - należy używać słowa "są". Druga sprawa to problem pozostałych 22 % czołowych rosyjskich polityków, którzy są członkami służb specjalnych tak tajnych, że Niemcy uważają, że oni nie maja nic wspólnego z tymi służbami. Państwo Putina zorganizowane jest przez słuzby specjalne uwłaszczone na dawnym majątku państwowym i mające na usługach cały aparat państwowy z policja, wojskiem i mafią włącznie. Tak miała wyglądać "pieriestrojka" we wszystkich krajach dawnego "Demoludu". Nie wszędzie się to udało tak jak w Rosji. Tam poszło najlepiej. Zachód jak zawsze albo nie wie o co chodzi albo dla partykularnych interesów poszczególnych państw - udaje, że nie wie co jest grane.Zapominają, że Rosja prowadzi polityke nie na kadencję sejmową tak jak Zachód tylko na dziesiatki lat "do przodu" Europa obudzi się pewnie dopiero wtedy jak okaże się, że rosyjski kapitał decyduje o budżecie i losach finansów każdego europejskiego państwa.
Komentarz
-
Także SLD ma swoją seksaferę?
"Newsweek": w ubiegłym tygodniu w biurze posła SLD Michała Tobera automatyczna sekretarka zarejestrowała wiadomość: Doświadczyłam tego samego, co Aneta Krawczyk, ale nie skorzystałam z propozycji, którą mi złożono w wojewódzkim biurze parlamentarnym SLD.
Jak informuje "Newsweek" informacja pochodzi od byłej działaczki młodzieżówki SLD Agnieszka S.
"Jestem zdecydowana zrobić z tego aferę, jeśli państwo nie dacie mi stanowiska" - oznajmia kobieta, która twierdzi, ze propozycja miała paść w biurze b. posła SLD Andrzeja Szarawarskiego.
Więcej w "Newsweeku".
Ciekawe co powie Jaruga - Nowacka, która komentując seksaferę w SO uważała, że to nie jest taka norma, aby przez łóżko załatwiać sobie pracę, pozatym te babki sobie nic nie załatwiały, tylko były obrzydliwie wykorzystywane.Legia Varsovia - semper invicta...
Urodzić się białym to duma i zaszczyt...
Komentarz
-
Zamieszczone przez SharnTakże SLD ma swoją seksaferę?
"Newsweek": w ubiegłym tygodniu w biurze posła SLD Michała Tobera automatyczna sekretarka zarejestrowała wiadomość: Doświadczyłam tego samego, co Aneta Krawczyk, ale nie skorzystałam z propozycji, którą mi złożono w wojewódzkim biurze parlamentarnym SLD.
Jak informuje "Newsweek" informacja pochodzi od byłej działaczki młodzieżówki SLD Agnieszka S.
"Jestem zdecydowana zrobić z tego aferę, jeśli państwo nie dacie mi stanowiska" - oznajmia kobieta, która twierdzi, ze propozycja miała paść w biurze b. posła SLD Andrzeja Szarawarskiego.
Więcej w "Newsweeku".
Ciekawe co powie Jaruga - Nowacka, która komentując seksaferę w SO uważała, że to nie jest taka norma, aby przez łóżko załatwiać sobie pracę, pozatym te babki sobie nic nie załatwiały, tylko były obrzydliwie wykorzystywane.
Komentarz
-
Zamieszczone przez L. Mo BeMoWoZamieszczone przez NazgulAle żeby nie było za wesoło to znalazłem bardzo IMO trafny komentarz:
Niemcy maja bardzo niedokładne informacje pisząc, że 78 % czołowych rosyjskich polityków związanych było ze służbami specjalnymi. Pierszy błąd to użycie słowa byli - należy używać słowa "są". Druga sprawa to problem pozostałych 22 % czołowych rosyjskich polityków, którzy są członkami służb specjalnych tak tajnych, że Niemcy uważają, że oni nie maja nic wspólnego z tymi służbami. Państwo Putina zorganizowane jest przez słuzby specjalne uwłaszczone na dawnym majątku państwowym i mające na usługach cały aparat państwowy z policja, wojskiem i mafią włącznie. Tak miała wyglądać "pieriestrojka" we wszystkich krajach dawnego "Demoludu". Nie wszędzie się to udało tak jak w Rosji. Tam poszło najlepiej. Zachód jak zawsze albo nie wie o co chodzi albo dla partykularnych interesów poszczególnych państw - udaje, że nie wie co jest grane.Zapominają, że Rosja prowadzi polityke nie na kadencję sejmową tak jak Zachód tylko na dziesiatki lat "do przodu" Europa obudzi się pewnie dopiero wtedy jak okaże się, że rosyjski kapitał decyduje o budżecie i losach finansów każdego europejskiego państwa.
Edit: Oj, linki do artykułu też nie dałem - zaraz się poprawię.
O MAM!!!
Link do artykułu:
Link do komentarza:
A komentarz dotyczy tego artykułu:
Rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) ma obecnie większy wpływ na politykę niż niegdyś jej poprzedniczka, istniejąca w czasach Związku Radzieckiego komunistyczna KGB - napisał niemiecki tygodnik "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung".
"Partia komunistyczna hamowała dawniej działania KGB. Dziś służby specjalne mają do dyspozycji cały aparat państwowy" - powiedziała "FAS" szefowa Ośrodka Badań Elit Rosyjskiej Akademii Nauk Olga Krysztanowska.
Rosyjska socjolog przebadała życiorysy 1016 czołowych rosyjskich polityków. Z jej ustaleń wynika, że 78 procent osób stanowiących polityczną elitę kraju jest lub było związanych ze służbami specjalnymi lub wojskiem. Według dziennika "Bild am Sonntag" na terenie Niemiec może działać obecnie nawet 500 rosyjskich agentów. Gazeta powołuje się na opinie ekspertów zajmujących się działalnością wywiadów, m.in. Ericha Schmidt-Eenbooma. Jego zdaniem, Niemcy i Francja są głównym celem kierowanych z Moskwy wywiadowczych operacji, a rosyjscy agenci uprawiają głównie szpiegostwo gospodarcze. "Niemiecka polityka nie przyjmuje do wiadomości tego zagrożenia" - pisze Schmidt-Eenboom.
Federalny Urząd Ochrony Konstytucji potwierdza, że mimo pozytywnego rozwoju niemiecko-rosyjskich stosunków rosyjski wywiad prowadzi nadal "z niezmienną intensywnością" działalność rozpoznawczą w Niemczech.
Rosyjski opozycjonista Garri Kasparow skrytykował na łamach "BaS" byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera za określenie prezydenta Rosji Władimira Putina mianem "demokraty bez skazy". Takie oceny osłabiają rosyjską opozycję - powiedział Kasparow. Wezwał kanclerz Angelę Merkel do zajęcia stanowiska wobec przypadków naruszania praw człowieka w Rosji. "Powinna nazwać rzeczy po imieniu" - podkreślił Kasparow, jeden z organizatorów sobotniego protestu w Moskwie przeciwko Putinowi.
Kasparow powiedział, że wycofanie w ostatniej chwili zaproszenia dla niego do udziału w nadanym tydzień temu programie niemieckiej telewizji zaszokowało go. "Ponieważ demokraci nie mają możliwości wypowiadania się w rosyjskich mediach, bardzo ważne jest, by mogli przedstawić swoje stanowisko na Zachodzie" - powiedział.
43-letni były mistrz świata w szachach miał wziąć za pomocą połączenia satelitarnego udział w prowadzonym przez Sabine Christiansen programie poświęconym sytuacji w Rosji. W ostatniej chwili jego udział odwołano "z przyczyn technicznych". Jak twierdzą niemieckie media, decyzja zapadła po interwencji rosyjskiego ambasadora w Berlinie Władimira Kotenewa, jednego z uczestników programu.
Komentarz
-
Poniżej ciekawe zestawienie rzeczywistości medialnej z faktami:
Zamieszczone przez Krzysztof Leski w swoim bloguSpiskowa wizja dziejów i blogów
Nie zamierzam, wzorem innych, wynosić się z Salonu24. Ale przyznaję, że z częścią czytelników coraz trudniej mi się porozumieć. Niedawny mój wpis o PiSowskiej wigilii, w którym próbowałem pokazać, że domniemani wrogowie mogą sobie razem pośpiewać, został przez wielu odebrany jako krytyka tego zjawiska. Jakie to słowa z owego postu, w którym słowniku języka polskiego zakwalifikowane są jako krytyka?
Dziś wracam do głosowań budżetowych, by opowiedzieć smutną historyjkę z morałem. W południe przed głosowaniami wystąpił Donald Tusk, by potępić PiSowską poprawkę, która zabiera 150 mln zł z funduszu stypendialnego, by zwiększyć wydatki na administrację, głównie na kancelarię prezydenta. Kilka godzin później poprawka przeszła głosami koalicji, a media zgodnie reloacjonowały ją słowami Tuska. Na portalach pojawiły się wpisy zrozpaczonych studentów pomstujących na rząd i PiS.
Wystarczyło zaś zajrzeć do protokołów z posiedzeń komisji finansów oraz do jej sprawozdania, by zauważyć, że to tylko prawie prawda. Mniej więcej taka, jak ta, że na Placu Czerwonym rozdają rowery.
Otóż po pierwsze, chodzi nie o "fundusz", lecz Narodowy Program Stypendialny - dziwny twór, z którego finansuje się wiele mądrzejszych i mniej mądrych celów. Głównie jednak stypendia dla uczniów - tych najzdolniejszych i tych najuboższych. Wynoszą one przeciętnie 40 zł miesięcznie.
Po drugie: gdy tylko rządowy projekt budżetu dotarł do Sejmu, komisja finansów dorzuciła na NPS 200 mln zł kosztem różnych innych wydatków, w tym na administrację. Rząd się zezłościł i wymusił na PiSie złożenie w II czytaniu poprawki, która miała to częściowo odkręcić.
Po trzecie, oto treść poprawki: ze 150 mln zł, do kancelarii prezydenta trafi 6 mln czyli 4%; do kancelarii premiera - 11 mln, do Krajowej Rady RTV - 15, do IPN - 16 mln. Ponad 2/3, bo 102 mln, poszło na obsługę długu publicznego.
Miotanie się posłów koalicji w tej sprawie jest głupawe, ale nie mniej głupawe okazują się zarzuty Tuska. I po co? Można rząd PiSu oskarżyć, że nie kiwa ręką, by zreformować chore finanse publiczne w skali makro. Szkoda zaś pary na historyjki średnio prawdziwe i jeszcze mniej istotne.
A dlaczego media poszły za Tuskiem? Cóż, większość oparła się na PAPie. Czy PAP to zrobił na złość PiSowi? Piotrek Skwieciński nagle zmienił orientację? Ależ skąd. Wyjaśnienie jest banalnie proste: odkąd dwa lata temu z PAPa do NBP odeszła Iza Świderek, nie ma już w PAPie nikogo, kto pod presją czasu byłby w stanie ogarnąć głosowania budżetowe. Ktoś, komu brak kompetencji, uderza przypadkowo, na oślep. Tu padło na PiS. Jutro na PO.
Większość mediów od piątku głosi, że Sejm dał 23 mln na program Zero Tolerancji. A nie, bo w jednej z poprawek skandalicznego bloku antyFUSowskiego dodał jeszcze 10. Razem 33 mln, co jednak przeszło niezauważone. Uprzejmie proszę o odpowiedź, czy to też spisek, a jeśli tak to pro- czy antygiertychowski?
Równie ciekawe, o "bloku antyFUSowskim": http://krzysztofleski.salon24.pl/2605,index.htmlMy ludzkie bydło, ludzki gnój, z suteren i poddaszy, my chcemy herb mieć swój, na zgubę wrogom naszym.
Komentarz
Komentarz