Agent.
Taki Borges, gdy pytano go o "literaturę zaangażowaną", odpowiadał, że kojarzy mu się to z "jazdą (konnicą) protestancką".
Co się tyczy nauczycieli, to rola Broniarza i jego ZNP w roli negocjatorów z rządem nie ma tu nic do rzeczy, prawdaż?
W jaki sposób zatem udało się dogadać przy Okrągłym Stole/Magdalence, skoro teraz się nie da? Czy wtedy tort był większy i dla wszystkich starczyło, a teraz bidujemy, czy jak to jest?
Jestem przekonany, że pozbycie się przeświadczenia, że "racja jest najnajsza" oraz, że Lewandowski/*/Szejnfeld ma tu do nas przybyć i zamerdać ogonkiem, a wtedy zgodzimy się MOŻE, żeby razem z nami budował Solidarne Państwo, przyczyniłoby się do lepszego zrozumienia sytuacji. Otóż nie tak wyglądał Okrągły Stół, Kiszczak nie przyszedł do Kuronia Michnika i Kaczyńskiego i nie zamerdał ogonkiem - Kaczyńscy między innymi podżyrowali inny układ, dzięki któremu społeczeństwu się ogólnie rzecz biorąc poprawiło, a nie pogorszyło.
Mam głęboko w sempiternie to, czy przysłowiowy Lewandowski zmieni swe zapatrywania - jest wolną, świadomą jednostką i ja, idąc za myślą Akwinaty, szanuję to w nim jako osobie. Może dokonać wyboru. Tyle.
"Kompromis" to słowo wytrych. Na jakim polu, w oparciu o jakie zasady, z jakimi mechanizmami kontrolnymi?
Przypomina mi się przypowieść o demokracji jako o systemie, w którym, gdy my wygrywamy, to my rządzimy, a gdy my przegrywamy, to tamci mają pójść na kompromis, bo inaczej są "choooyami", bo za oknem wieje, dzieci się nie rodzą, "wróg nie jest w odwrocie, a na świecie dużo się dzieje" (zupełnie inaczej niż za czasów naszych rządów). Poza tym, pardon le mot, metafora "z tortem" jest kurewska. Polska to nie tort - wbrew temu, co myślą odsunięci od tortu "złodzieje".
Kompromis jako wartość najwyższa - nic o wartościach; "bo ja, qrwa, zmęczony już tym jestem, a chcę, żeby było fajnie". Taki von Mises napisał "Socjalizm", niezbyt cienka książkę, w której opisuje socjalizm jako dominujący pogląd, z którym liberalizm jako ideologia przegrywa właściwie na wszystkich polach (aktualne dla czasu pisania książki). I mimo że przedstawia polityczno-gospodarczą rzeczywistość, to nigdzie, absolutnie nigdzie nie proponuje, żeby usiąść z tymi socjalistami do rozmów i próbować wypracować "kompromis". Dlaczego? Ano dlatego, że socjalizm nie działa i działać nie może, gdyż rachunek ekonomiczny jest w nim niemożliwy, a gospodarka sprowadza się do biurokratycznego zarządzania. Tym różni się jego analiza od "Słowa Akademii Nowoczesnego Patriotyzmu na Niedzielę dla Niezdecydowanych".
Z tekstu Mazura nijak nie wynika to, co stanowi jego konkluzję. Narracja jest mniej więcej taka: "w Magdalence wydymano społeczeństwo, ale Kaczyńscy też przyłożyli do tego rękę, bardzo skorzystał Kościół (zadziwiająco duża, przyklejona piguła na ten temat), a ja jestem tym wszystkim zmęczony i chcę, żeby się dogadali, żeby wreszcie było fajnie".
Przeleciałem jeszcze raz tekst Mazura i ciąg:
W latach 1992–1993 Urząd Ochrony Państwa podejmował działania obliczone na dezintegrację partii prawicowych. Ten oczywisty skandal, niemający nic wspólnego ze standardami państwa prawa, nigdy nie doczeka się sprawiedliwego wyroku, podobnie jak wiele innych ciągnących się latami spraw z okresu PRL-u. (...) To wtedy zaczną o sobie myśleć jako o „obywatelach drugiej kategorii†i to poczucie zostanie z nimi na zawsze. (...) Nie chodzi tu jednak o tanią psychologię, ale o fundamentalny wybór polityczny. Kaczyńscy na bazie tych osobistych doświadczeń przechodzą „do podziemiaâ€. Gdzieś w połowie lat 90. przestają definiować się jako mainstreamowi liderzy polityczni i stają się liderami „drugiego obieguâ€. (...) Ta postawa jest zabójcza dla obydwóch stron. Państwo zaczyna się jeszcze bardziej psuć, bo ważna część społeczeństwa odmawia mu legitymizacji. Obóz patriotyczny popada w oderwane od realiów urojenia, bo żyje życiem podziemnym. Jeśli po 2015 r. Zjednoczona Prawica ma problemy z realnym rządzeniem to także dlatego, że uwierzyła w czarną legendę Okrągłego Stołu.
Błędy metodologiczne nie są tu IMO przypadkowe: nie można przeciwstawiać - jako równoprawnych czynników - ponadpartyjnego państwa i konkretnej partii. Można by napisać: "Ta postawa opozycji z lat 2107+ jest zabójcza dla obydwóch stron. Państwo zaczyna się jeszcze bardziej psuć, bo ważna część społeczeństwa odmawia mu legitymizacji", można to napisać przy każdej właściwie okazji, i Mazur oczywiście świetnie zdaje sobie z tego sprawę. Dyskretnie obciąża winą Kaczyńskich za stan państwa pod rządami PO, jakby mieli wtedy realny wpływ na stan prawa i instytucji - jak niby państwo może "się psuć" z powodu opinii tych, którzy de facto nie mają nic do gadania? Poza tym albo Magdalenka była dilem, krojeniem tortu, ograniem społeczeństwa przez elity, zawłaszczeniem państwa pod płaszczykiem odrodzonej demokracji i najzupełniej słusznie zasługuje na "czarną legendę", albo pan Mazur nie chce zrozumieć tego, co napisał.
Komentarz