Zamieszczone przez Foxx
Ogłoszenie
Zwiń
No announcement yet.
Polityka
Zwiń
X
-
http://mocneslowa.com - centrum cytatu politycznego
-
Zamieszczone przez cnmNie, dochodzi do skutku koalicja z ludzmi o marnej reputacji czyli socjal-liberalami z magnetofonem w kieszeni.(niech Miodowicz znowu każe swoim oficerom ganiać nocami po miescie i je zrywać)
Zamieszczone przez cnmA moze umowe podpisza "w tym swietym miejscu"...?(w końcu nie w każdej kampanii muszą mieć swoje hospicjum)
My ludzkie bydło, ludzki gnój, z suteren i poddaszy, my chcemy herb mieć swój, na zgubę wrogom naszym.
Komentarz
-
Zamieszczone przez Foxx[...]Michnik[...]Rokita[...]Miodowicz[...]Jacka Kuronia[...]http://mocneslowa.com - centrum cytatu politycznego
Komentarz
-
Po prostu nieuważnie czytasz moje poprzednie posty. Niczego nie unikam, z mojej strony wątek praktycznie wyczerpałem, odpowiadając merytorycznie na pierwszy dzisiejszy post Daimosa na ten temat. Dla ułatwienia: chodzi o cytat ze zwolennika PiS z innego forum, który przytoczyłem 5 postów wcześniej. Zgadzam sie z nim w 100%.My ludzkie bydło, ludzki gnój, z suteren i poddaszy, my chcemy herb mieć swój, na zgubę wrogom naszym.
Komentarz
-
Zamieszczone przez FoxxPo prostu nieuważnie czytasz moje poprzednie posty. Niczego nie unikam, z mojej strony wątek praktycznie wyczerpałem, odpowiadając merytorycznie na pierwszy dzisiejszy post Daimosa na ten temat. Dla ułatwienia: chodzi o cytat ze zwolennika PiS z innego forum, który przytoczyłem 5 postów wcześniej. Zgadzam sie z nim w 100%.http://mocneslowa.com - centrum cytatu politycznego
Komentarz
-
Zamieszczone przez cnmHistoria o "grubym i chudym" nie jest odpowiedzia na pytanie o opinie w sprawie "nowej" koalicji.
Zamieszczone przez cnmI to jest pytanie, ktore ja zadalem - nie czy popierasz nadal PiS, tylko czy uwazasz, ze siedemdziesiaty dziewiaty "trwaly na 4 lata" (tzn. juz 3 zostaly) uklad z Samoobrona jest lepszy niz wybory. Bez wchodzenia w dyskusje czy "wybory nic nie zmienia" itd. Po prostu.Wielokrotnie tu się deklarowałem, jako zwolennik przyśpieszonych wyborów (dzisiaj bym dodał - z ordynacją the winner takes it all), więc nadal nie rozumiem Twojego wrażenia, że jakoś "dociskasz" mnie, rzekomo niewygodnym tematem. W chwili obecnej mógłbym tylko dodać, że - wbrew wielu "analizom" - PiS jest teraz w dobrym momencie na takie wybory. Świadczy o tym zarówno ponad 20% w sondażu CBOS (robionym po taśmiach "Morozowskiego", dodatkowo praktyka wskazuje, że to jest wynik niedoszacowany - w przeciwieństwie do osiągnięc PO), jak i wyniki LPR i SO, czy konflikt Giertycha z Rydzykiem.
Jeżeli chodzi o mnie - "szafę Lesiaka" w całości przekazać do sądu, raport o WSI do komisji d/s służb specjalnych - i można robić wybory.
Wbrew temu, co niedawno napisałeś - jestem przekonany, że koalicja PO-SLD-PSL by tego nie kontynuowała (i w razie zwycięstwa, bankowo nie będzie). Postawa Platformy nie pozostawia złudzeń w tej kwestii.My ludzkie bydło, ludzki gnój, z suteren i poddaszy, my chcemy herb mieć swój, na zgubę wrogom naszym.
Komentarz
-
Zamieszczone przez Foxxthe winner takes it all
to w tej konwencji tak na przyszlosc, bo mnie to osobiscie drazni
Poles are not gooses, and they have their own language" :P
Co do meritum, to ja bym wolal jednomandatowe
Komentarz
-
Dla refleksji - epitafium dla WSI
KULT - Knajpa morderców
Nie szukaj drogi, znajdziesz ja w sercu
Smutna jest knajpa byłych morderców
Niech Cię nie trwożą, gdy do niej wkroczysz
Płonące w mroku morderców oczy
Nieważny groźny grymas na gębie
Mordercy mają serca gołębie
Band armii, gangów i czarnych sotni
Wczoraj rycerze dziś - bezrobotni
Pustka i chłodem wieje po kątach
Stary morderca z baru szkło sprząta
Szafa wygrywa rzewne kawałki
Siedzą mordercy - łamią zapałki
Czasem twarz obca mignie i znika
Zaraz się dźwignie ktoś od stolika
Wróci nazajutrz z miną nijaką
Bluźnie na życie, postawi flakon
Każdy do niego zaraz się tłoczy
W krąg nad szklankami błyskają oczy
I zaraz każdy lepiej się czuje
Jeszcze morderców ktoś potrzebuje
Może nareszcie któregoś ranka
Znowu się zacznie wielka kocanka
I wrócą chwile pełne zazdrości
Znów będą płacić za przyjemności
Znów w dłoni zamiast płaskiej butelki
Znany kształt kolby od parabelki
A w końcu palca wibruje skrycie
Jak łaskotanie: tu śmierć, tu życie
Wracajcie słodkie chwały godziny
Sławne gonitwy i strzelaniny
Tak tylko można znowu być młodym
Zabić i z dumą czekać nagrody
W knajpie morderców gryziemy palce
Żądze nas dręczą i sny o walce
Ale któż dzisiaj mordercom ufa
Więc srebrne kule śpią w czarnych lufach
Zmazując barwy lasom i polom
Mknie balon nocy z knajpy gondolą
Kiedyś tak jasno a dziś tak ciemno
Wroga, nie widzę wroga przede mną
Rwie łeb od tortur alkoholowych
Lecz wśród porcelan i rur niklowych
Człowiek się znowu czuje półbogiem
Bo oto stoi twarzą w twarz z wrogiem
Kula jak srebrna żmija wyskoczy
W lustrze nad kranem zagasną oczy
Ciała morderców skry potu zroszą
Gdy milcząc ciało za drzwi wynoszą
Gdy bije północ...
Komentarz
-
Zamieszczone przez Foxxwięc nadal nie rozumiem Twojego wrażenia, że jakoś "dociskasz" mnie, rzekomo niewygodnym tematem.http://mocneslowa.com - centrum cytatu politycznego
Komentarz
-
Wywiad z Andrzejem Kernem, byłym Marszałkiem Sejmu (1991-93):
Kilka dni temu minister Zbigniew Wassermann potwierdził, że Pana sprawa - związana z atakami na Pana w 1992 roku, porwaniem córki - to nie przypadek. Mają tego dowodzić także niektóre dokumenty z "szafy Lesiaka", które być może niebawem zostaną odtajnione.
- Wiedziałem od dawna, że to, co dzieje się wokół mojej osoby, nie jest przypadkiem, tylko zaplanowaną akcją. Przez wiele lat szukałem odpowiedzi na pytanie, kto tym wszystkim kierował. Może kiedyś się dowiem. Teraz tylko wiem na pewno, że brały w tym udział SLD i ówczesna Unia Demokratyczna.
W 1992 roku jako wicemarszałek Sejmu stał się Pan obiektem nagonki mediów. Zarzucano Panu nadużywanie stanowiska w celu odnalezienia szesnastoletniej córki Moniki, która zniknęła w podejrzanych okolicznościach.
- W pewnym momencie wszystkie drobne wydarzenia, incydenty poprzedzające porwanie mojej córki zaczęły składać się w całość. Atak medialny na mnie zapoczątkowała "Gazeta Wyborcza", potem były "Trybuna", "Polityka" i tygodnik "Nie". Wszystko w bardzo krótkim czasie. A w Łodzi dołączył tygodnik "Angora". Córka miała wtedy 16 lat, nigdy nie mieliśmy z nią najmniejszych kłopotów wychowawczych. Gdy byłem w Warszawie, obowiązki wychowawcze spoczywały na żonie i teściowej. Wiosną 1992 roku zaczęły się problemy - nasze dziecko zaczęło się zmieniać. Okazało się, że zawarła znajomość z chłopcem, który zaczął jej kraść cały wolny czas. Odwoził samochodem do szkoły i stamtąd zabierał. Chłopak nie zrobił na nas dobrego wrażenia, bo nigdy nic nie mówił. Coraz trudniej było dopilnować obowiązków szkolnych Moniki. Wydawało się nam, że dopóki żyjemy, naszego dziecka nie może spotkać żadna krzywda, a gdyby nawet nas zabrakło, zostaną najbliższa rodzina i wierni przyjaciele. Jednak los doświadczył nas w sposób straszliwy...
Powiedział Pan, że na taki bieg zdarzeń złożyło się wiele rzeczy. Chodzi o Pana działalność, niewygodną dla wielu, prawda?
- Od zawsze byłem związany z opozycją niepodległościowo-demokratyczną. Takie poglądy wyniosłem z domu rodzinnego i przez całe życie byłem im wierny. Prowadziłem działalność opozycyjną wspólnie z najwybitniejszym działaczem łódzkim, nieżyjącym już mecenasem Karolem Głogowskim. Po rozmowach Okrągłego Stołu, którym ja i ludzie z mojego kręgu byliśmy przeciwni, uważając, że nie powinno do nich dojść, gdyż nie ma reprezentacji całej opozycji niepodległościowo-demokratycznej, z Łodzi zgłoszono do Sejmu kandydatury - moją i Stefana Niesiołowskiego. Wtedy się z nim przyjaźniłem, ale dziś jest on zupełnie innym człowiekiem; nie rozumiem tej zmiany. Do Senatu zgłoszono kandydaturę mecenasa Głogowskiego - jednak zdecydowanie sprzeciwił się jej Andrzej Wielowieyski. Głogowski był człowiekiem honoru i stwierdził, że może startować tylko we w pełni demokratycznych wyborach. On wtedy zasługiwał na wejście do parlamentu - był najbardziej do tego przygotowany.
Gdy w Warszawie spotkaliśmy się już jako posłowie, okazało się dosyć szybko, że wewnątrz klubu parlamentarnego OKP są bardzo silne podziały polityczne. Z rekomendacji Lecha Wałęsy szefem klubu został Bronisław Geremek. Wielu to się nie podobało, bo chcieli, tak jak ja, by w prezydium klubu nie było jedynie reprezentacji jednej liberalnej opcji, ale szerszy przekrój. Geremek miał to zmienić, ale nie zrobił tego. Do prezydium dostał się Jan Maria Rokita. Parę tygodni wcześniej przedstawił mi go Zbigniew Romaszewski jako bardzo zdolnego młodego człowieka z Krakowa, którego warto poprzeć. Po krótkim czasie się okazało, że pan Rokita wstąpił do Unii Demokratycznej i sam się przedstawia jako uczeń prof. Geremka. Jest to niewątpliwie człowiek zdolny, ale rozpiera go niebywała wręcz ambicja, z którą nie zawsze potrafi sobie poradzić.
Dość szybko się okazało, że zupełnie inną receptę na Polskę ma grupa Michnika, Geremka, Wielowieyskiego, a inną nasza. Przede wszystkim uważaliśmy, że bardzo szybko należy doprowadzić do rozliczenia komunistów.
Ci od Michnika nie chcieli żadnego rozliczenia?
- Tak. Grupa ta chciała przejść do porządku dziennego nad tym wszystkim, co wcześniej się działo. Uznała, że komuniści się przeobrazili i teraz będą budowali Polskę zgodnie z jej interesami. Zorientowaliśmy się bardzo szybko, jakie są ich plany - ma powstać Polska Partia Solidarność, jako ruch społeczny, pod przewodnictwem naszych lewicowych kolegów i wspólnie z komunistami budować przyszłość. Dla nas to było nie do przyjęcia. Konflikt był nieuchronny. Michnik jeździł za granicę jako delegat OKP, m.in. do Lwowa, Wilna, potem mieliśmy stamtąd protesty, że nie tyle próbuje dbać o interesy Polaków na Wschodzie, ile dawać im do zrozumienia, że jedyna ich przyszłość to całkowite podporządkowanie się status quo. A przecież problemów mieli wiele.
Kontrowersyjne dla Pana kolegów z kręgu postsolidarnościowej lewicy w Sejmie X kadencji były także prace nad ustawą, która umożliwiała Skarbowi Państwa przejęcie majątku byłej PZPR.
- Jesienią 1989 roku zaczęliśmy w grupie posłów prawicowych pracować nad projektem prof. Wiesława Chrzanowskiego dotyczącym przejęcia przez Skarb Państwa majątku byłej PZPR. Szybko zrobiło się głośno o tej sprawie. Przewodniczyłem tym pracom. W czasie jednego z posiedzeń komisji zadzwonił premier Mazowiecki z prośbą, byśmy wstrzymali prace, bo rząd powoła własną komisję, która to wszystko zrobi. Do mnie zwrócił się Adam Michnik ze słowami: "Po co się tym zajmujecie? To trzeba bez rozgłosu i szumu załatwić". Ostatecznie się zgodziłem, by rząd załatwił tę sprawę, ale pod warunkiem comiesięcznych sprawozdań. Taki dezyderat podjęła komisja sprawiedliwości, której byłem wiceprzewodniczącym. Jednak swoich prac nie przerwaliśmy. Po dwóch miesiącach się okazało, że komisja rządowa tak rozdysponowała majątek byłej PZPR, że 5 proc. trzeba było oddać komunistom. Komisja sprawiedliwości przyjęła uchwałę, że to bezprawne, bo to nie jest majątek Sejmu, ale społeczeństwa, i nie wolno go dawać partii, która doprowadziła Polskę do takiego stanu. Ostatecznie uchwała została przyjęta przez Sejm nieznaczną przewagą głosów. To wywołało wściekłość komunistycznego betonu. Zaczęły się pogróżki, anonimy, telefony. Zajmowałem przecież także zdecydowane stanowisko w sprawach dekomunizacji i lustracji.
W Sejmie I kadencji z rekomendacji Porozumienia Centrum został Pan wicemarszałkiem. Powołano rząd Jana Olszewskiego - powstała nadzieja, że Polska zacznie się zmieniać na lepsze.
- Wprawdzie z wielkimi problemami, ale udało się sklecić rząd Jana Olszewskiego i zaczął on funkcjonować. Ponieważ Unia Demokratyczna nie wyraziła zgody na nasze warunki, zaproponowaliśmy jej funkcję wicemarszałka i ewentualny udział w koalicji rządowej. Ci ludzie jednak byli przyzwyczajeni do tego, że są rozprowadzającymi, i nie chcieli z nami współpracować. I stało się tak, że dwa największe kluby - SLD i UD - nie miały swoich przedstawicieli w Prezydium Sejmu. Coraz bardziej zaczęły się ujawniać różnice w obozie solidarnościowym, głównie na tle wizji naszego kraju. Ale przede wszystkim nie wykonywano ustawy o majątku byłej PZPR, o co miałem największe pretensje. To był potężny majątek. PZPR utworzyła przecież jakby podwójny rząd - poza tym konstytucyjnym rzeczywisty rząd był w gmachu KC PZPR, a jeszcze bardziej w Biurze Politycznym. Utrzymanie tego aparatu kosztowało nieprawdopodobne pieniądze. W czasie prac nad ustawą o majątku byłej PZPR wykryliśmy masę wręcz łobuzerskich posunięć. Sprzedawano za bezcen ziemię, sporządzano akty notarialne, zmuszając do tego notariuszy. A przecież formalnie PZPR nie miała nawet osobowości prawnej. Trafiliśmy na pierwsze przypadki rozkradania. Najbardziej denerwująca była sytuacja, gdy w czasie prac komisji pan Miller sprzedawał wszystkie nieruchomości KC, a rząd Mazowieckiego w ogóle na to nie reagował.
Nie dało się uniknąć wewnętrznych konfliktów i starać się jednoczyć prawicę dla dobra Polski? Czy prezydent Wałęsa nie chciał Państwa wspierać?
- W ocenie Porozumienia Centrum, porozumienia Okrągłego Stołu wprawdzie były konieczne na owe czasy, jednak były umowami pozbawionymi legalności. Ani reprezentacja władzy nie była reprezentatywna, ani tym bardziej społeczeństwa. Należało więc odstąpić od ustaleń Okrągłego Stołu. Tymczasem zdecydowanie przeciwko temu wystąpiła Unia Demokratyczna, a także przestał nas wspierać pan prezydent, na którego bardzo liczyliśmy.
Mówił wtedy, że musi wspierać także lewą nogę dla równowagi...
- Było to dla nas trudne do zrozumienia. Tajemnica najprawdopodobniej tkwi w tym, że prezydent myślał, iż jedynie on ma dobrą wizję Polski i gdyby miał więcej władzy, silną organizację polityczną, która by go popierała, to mógłby znacznie więcej osiągnąć. Stąd jego posunięcia, by dowartościować lewicę, bo tworząca się prawica mogłaby tę równowagę zachwiać. Jednak to było sprzeczne z tym, co prezydent zapowiadał na początku. Proponowaliśmy mu honorowe przewodnictwo Porozumienia Centrum - odmówił, tłumacząc, że chce być jedynie arbitrem. Jednak prezydent ma olbrzymią władzę i możliwość blokowania pewnych poczynań. Arbitrem można być tylko tam, gdzie władza prezydenta polega na samej reprezentacji.
Na jednym z posiedzeń Sejmu zapadła uchwała zobowiązująca ówczesnego szefa MSWiA do przedstawienia stanu zapisów archiwalnych SB dotyczących osób pełniących funkcje publiczne. Chodziło o to, kto był ujęty jako tajny współpracownik. Była to spontaniczna uchwała. Wśród dziennikarzy natychmiast rozeszła się informacja, że to będzie wykaz agentów SB, mimo że było wyraźnie powiedziane, iż nie jest to lista agentów. Najbardziej dramatyczną rzeczą było to, że na liście znalazło się nazwisko marszałka Chrzanowskiego. Według niego, był to wynik nieporozumienia, ale z takimi zarzutami nie mógł pełnić funkcji i chciał podać się do dymisji. Razem z wicemarszałkiem Józefem Zychem przejrzeliśmy akta w MSWiA. Okazało się, że te zapisy nie dawały najmniejszych podstaw do oskarżeń. Zrobiliśmy rzecz, która z punktu widzenia moralnego była uczciwa i sprawiedliwa, zawiedliśmy natomiast naszych kolegów z UD, którzy byli przekonani, że jak zostanie odwołany marszałek Sejmu, droga do koalicji z SLD stanie otworem. A o tym Adam Michnik zawsze marzył i marzy w dalszym ciągu. Tak im się naraziłem. Było więc wiadomo, że w jakiś sposób we mnie uderzą. Nie spodziewałem się tylko, że w taki...
Potem było odwołanie rządu Olszewskiego; prowadził Pan wtedy obrady. Wiedział Pan o tajnej naradzie w gabinecie prezydenta Wałęsy?
- Po zachowaniu posłów wiedziałem, że karty zostały już rozdane. Nie miałem natomiast pojęcia, że taka narada się odbyła. Nikt mi o tym nie powiedział, a przede wszystkim nie powiedział mi o tym mój ówczesny przyjaciel Stefan Niesiołowski. Gdybym wiedział, że takie spotkanie ma miejsce, nie dopuściłbym tej nocy do głosowania. Jaką bym cenę za to zapłacił, to jest inna sprawa.
Bezpośrednio po tym rozpoczął się dramat Pańskiej rodziny.
- Całe nasze życie przeżyliśmy z żoną w komunizmie, ale nie mieliśmy tak naprawdę z nim nic wspólnego. Komunizm kończył się na progu naszego mieszkania. Między mną a żoną nie było żadnych różnic w poglądach politycznych. Odwiedzali nas ludzie wyłącznie o podobnych przekonaniach. Wiodło nam się raz lepiej, raz gorzej, ale nigdy nic nie było w stanie zmusić nas do znajomości z takimi ludźmi, jak negatywni bohaterowie historii porwania naszej córki. Czy ktoś uwierzy, że nasza córka - wychowana przecież w takiej atmosferze - wpadła na pomysł, by na swój ślub zaprosić Urbana czy biznesmena z Częstochowy - Baranowskiego? Nie był to na pewno jej pomysł. Po prostu komuś chodziło o to, by nam dokuczyć i nas poniżyć.
Po klęsce próby odwołania mnie z funkcji wicemarszałka Sejmu nasi prześladowcy wpadli na nowy pomysł - szczególnego nagłośnienia ślubu w bazylice katedralnej w Łodzi. Wykorzystano tu łatwe do przewidzenia stanowisko Kościoła, który przecież zawsze otwarty jest dla każdego błądzącego i który zawsze będzie gotów do zalegalizowania nielegalnego związku młodych ludzi. Była tylko jedna przeszkoda: Malisiewicz-Gąsior przez 22 lata zapomniała wysłać syna do I Komunii Świętej i bierzmowania. Jednak te braki szybko nadrobiono. Równocześnie ruszyła olbrzymia machina propagandowa - rozesłano zaproszenia na cały kraj. Aby było dosadniej, dwa antykatolickie szmatławe tygodniki zamieściły zaproszenia na katolicki ślub. Czyjś szatański chichot swobodnie rozbrzmiewał. Przerwany został tylko na 15 minut - gdy Kościół wykonywał swe duszpasterskie obowiązki - a później niepohamowanie już królował nad całym widowiskiem. Dla nas te 15 minut było najważniejsze, bo łagodziło krzywdę naszego dziecka. Wrzawa, postacie weselnych gości i taniec naszej córki z Urbanem - to oczywiście elementy farsy wymierzonej przeciwko nam. Pani Potocka, która potem ujawniła mi miejsce przetrzymywania mojej córki, była najprawdopodobniej człowiekiem Urbana.
W walce o córkę pomagały Panu organa ścigania, mimo że przełożeni łódzkich prokuratorów chcieli, by zaświadczyli oni, jakoby wywierał Pan na nich wpływ.
- Kryminalną częścią tej sprawy jest to, że chciano zniszczyć prokuratorów, którzy się nią zajęli. W szczególności panią prokurator Elżbietę Cyrkiewicz. Wezwano ją do Warszawy, do departamentu prokuratury ministerstwa sprawiedliwości, i kazano składać wyjaśnienia. Powiedziano wtedy wprost: jeśli podpisze, że wywierałem naciski w celu zmiany sposobu prowadzenia sprawy, to ani jej, ani jej szefowi nic nie grozi. Nie podpisała.
Prokurator Cyrkiewicz brała pod uwagę dwa warianty - jeden taki, o jakim donosiła tabloidowa prasa, ale zakładała też wątek polityczny. I założyła podsłuch, legalny. Dał rewelacyjny efekt. Dowiedziała się m.in., że na początku lipca 1992 r. odbyła się u częstochowskiego biznesmena narada, w której brał udział poseł Dariusz Kołodziejczyk (Kongres Liberalno-Demokratyczny), dziennikarz z Poznania, najprawdopodobniej z tygodnika "Wprost", ojczym Macieja Malisiewicza, adwokat P. z Warszawy i jeszcze kilka osób. Tam zapadły decyzje o wystąpieniu do Sejmu o pozbawienie mnie immunitetu. Wcześniej napisano wniosek o pozbawienie mnie i żony praw rodzicielskich, jednak nie przeszedł w sądzie rodzinnym w Łodzi.
Córka była pod absolutnym wpływem tych ludzi. Wszystko wskazuje na środki psychotropowe. Te środki paraliżują wolę. Ona z tych dwóch lat niewiele pamięta.
Córka wróciła do domu, po latach wygrał Pan proces z Urbanem. Czy media rozpisywały się o tym tak szeroko, jak wtedy, gdy Pana atakowały?
- Nie. Artykuły pojawiły się jedynie w "Naszym Dzienniku", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Łódzkim". W tym wszystkim najwięcej zawdzięczam dwu osobom: świętej pamięci ks. abp. Bronisławowi Dąbrowskiemu i o. Stefanowi Miecznikowskiemu. Oni obaj niezależnie od siebie powiedzieli mi, że wygram, jeśli pozbędę się nienawiści. Wyzbyłem się jej, choć nie jest to łatwe. Dlatego dzisiaj mogę powiedzieć i Kaczyńskiemu, i Tuskowi, by wyzbyli się nienawiści, bo tego wymaga dobro Polski.
Był Pan od początku zwolennikiem lustracji. Czy ustawa w obecnym kształcie spełni oczekiwania ludzi Pana pokolenia?
- W esbeckich teczkach są takie informacje, które są do niczego niepotrzebne, bo mogą skrzywdzić rodziny. Dlatego należy zastrzec, że tego typu wiadomości powinny pozostać w archiwalnym grobie, a wszystkie inne powinny być oczywiście ujawnione. I tak chyba będzie. Sami piszemy swoją biografię i za wszystko, co robimy, odpowiadamy. Zwłaszcza jeśli są to osoby, które chcą pełnić funkcje publiczne. One powinny zostać prześwietlone. Ustawa lustracyjna może trochę zmieni kształt naszego życia. Po kształcie obecnego Sejmu widać, jak nieodpowiedni ludzie tam pracują. Nasz Sejm - ten kontraktowy i
I kadencji - był bardzo krytykowany. Ale była tam jednak większa kultura, której brakuje teraz.
Panie Marszałku, czego w takim razie oprócz kultury brakuje polskim parlamentarzystom?
- Największym brakiem jest nieprofesjonalizm. To już przecież 16 lat wolnej Polski, kiedy nie trzeba uczyć się z podręczników przemycanych z zagranicy albo czytanych na wykładach pod ławką. Świat jest otwarty, studia są dostępne. Niestety, jakaś taka zaściankowość wielu posłów wskazuje na to, że nie są oni przygotowani do swojej pracy. Największym problemem wyborów i mediów jest to, by przedstawić człowieka takim, jakim jest to naprawdę. Malisiewicz-Gąsior, która przyczyniła się do uprowadzenia mojej córki i której oszustwa ujawnili łódzcy dziennikarze, była przez media kreowana jako właściwy kandydat do Senatu... Dziś wystarczy posłuchać radia Tok FM - prowadzący programy to ludzie, którzy przestali być dziennikarzami. To są jacyś politrucy, znający tylko jedną prawdę, którą ktoś im wbił do głowy. Nie mają pojęcia, co to jest pluralizm, dialog. Choć po sposobie wysławiania się widać, że to ludzie inteligentni, to jednak przez coś spaczeni. To bardzo smutne, że tak się dzieje.
Dziękuję za rozmowę.
Komentarz
-
Zamieszczone przez daimosto w tej konwencji tak na przyszlosc, bo mnie to osobiscie drazni
Poles are not gooses, and they have their own language" :P
Zamieszczone przez CnmNie dociskam, tylko chcialem jasnej deklaracji na temat "nowej" koalicji. Przyjmuje, ze bycie zwolennikiem wczesniejszych wyborow jest taka deklaracja. Ale jak mozesz to jeszcze ja rozjasnij.
Jestem za jak najdłuższym zwodzeniem "ludzi o marnej reputacji", wygrywaniem kolejnych głosowań i przeprowadzeniem spraw, o których napisałem oraz nie łączeniem wyborów samorządowych z parlamentarnymi. Uważam, że jest bardzo prawdopodobne, iż PO osiągnie w tych pierwszych niższe wyniki, niż się spodziewa (sondaże zaczynają wyglądać identycznie, jak rok temu, a jeszcze nie uwzględniają "efektu 'szafy Lesiaka'"). Jeżeli stałoby się tak, jak się spodziewam, powstałoby autentyczne pęknięcie między frakcją konserwatywną i "liberalną", a antykomunistyczna część wyborców Platformy w większości zostałaby w domach lub w ostateczności zagłosowała np. na UPR. W takiej sytuacji późniejsze wybory parlamentarne, przy niewielkiej frekwencji, to więcej, niż prawdopodobny sukces PiS. Swoją drogą, wcześniej koniecznie trzeba przegłosować projekt PO o zakazie udziału w wyborach dla wyrokowców
.
W sumie, obserwując Jarosława, nie zdziwiłbym się, gdyby całe te rozmowy były prowadzone wyłącznie w celu utrzymania spokoju w czasie wizyty Barroso oraz stworzenia "konstruktywnego" wrażenia przed poparciem (jak najpóźniejszym - vide to, co napisałem o terminach wyborów) wniosku o samorozwiązanie Sejmu. Jakieś kontrolne światełko mi się zapala, gdy czytam, że PiS bez szemrania deklaruje usunięcie ze swoich list popieranych przez Rydzyka byłych samorządowców LPR. To nielogiczne. Albo to blef, albo musieli coś dużego za to uzyskać. A co dużego poza Giertychem może zaoferować LPR?(zwłaszcza jeżeli jednocześnie nie są usuwani ludzie Mojzesowicza). Druga rzecz, to ganianka do "Gazietki", "bojkotujących" ją Wszechpolaków z informacjami, że Lepper praktycznie już jest wicepremierem... Ciekawa rozgrywka strategiczna - czekam na ostateczne efekty
.
Z innej beczki - znowu Ziemkiewicz, pod dyskusję:
O szafie pułkownika Lesiaka mówi się za mało i na dodatek czasem głupio. A rzecz - jak bardzo słusznie udowodnił to krótką sondą "Dziennik" - w każdym innym kraju byłaby skandalem przyćmiewającym wszystko inne.
Osoby w taki skandal zamieszane zostałyby przykładnie ukarane i usunięte raz na zawsze z życia publicznego, a w mediach trwałaby dyskusja, jak do czegoś podobnego nigdy w przyszłości nie dopuścić.
Powie ktoś, że to historia sprzed dwunastu lat, że wszystko się od tego czasu zmieniło, nie ma już UOP, jesteśmy w NATO i w UE... To prawda, ale to nie powód, by politycy udawali, że nic się nie stało. Służby specjalne zajmowały się nękaniem legalnie działającej opozycji politycznej, jej "dezintegrowaniem", wedle dokładnie tych samych wzorców, jakie stosowały w peerelu. Żadne państwo demokratycznie nie może czegoś podobnego rozgrzeszyć.
Ujawnione dokumenty mówią tylko o szukaniu "haków", rozpuszczaniu pogłosek, werbowaniu agentury do rozbijania partii od środka. Ja pamiętam, że działo się wtedy więcej - były jak w peerelu i telefony z pogróżkami, i podcinane przewody hamulcowe w samochodach, i wbijane w opony metalowe kołki (taki kołek, jak wyjaśniał mi wtedy fachowiec, jeśli się go umiejętnie wbije, rozgrzewał się w czasie jazdy i przy dużej prędkości powodował nagłe pęknięcie opony). Podsłuch, znaleziony w redakcji "Gazety Polskiej", widziałem na własne oczy i nie mam wątpliwości, że nie założyła go konkurencyjna gazeta.
Fakt, że odpowiada za to wszystko (choć jeszcze, wierzę, okaże się, w jakim stopniu) legendarny przywódca "Solidarności", który takimi właśnie metodami, jako nowy "ojciec chrzestny" takich właśnie ludzi, umyślił sobie rządzić wolną Polską i rozprawiać się przeciwnikami politycznymi to już tylko dodatkowy aspekt całej sprawy. Taka była ta III Rzeczpospolita, której wciąż tak wielu uporczywie chce bronić i jeszcze każe mi z niej być dumnym.
Tu nie chodzi o martyrologię. To sprawa elementarnego porządku w państwie i elementarnego ładu prawnego. Wałęsa kręci dziś i posuwa się do oskarżeń, że to Kaczyński inwigilował sam siebie, Milczanowski w oczy zaprzecza, choć na papierach są jego odręczne podpisy - to może i normalne. Ale mierna reakcja Platformy i sympatyzujących z nią mediów zdumiewa.
Można odnieść wrażenie, że wszystko to nie jest żadną aferą wobec faktu, że u ministra Wassermana spadł z dachu pracujący na czarno robotnik. Zaślepienie i zacietrzewienie wrogością do Kaczyńskich chyba już do cna odebrało opozycji rozum. I fakt, że takie samo zacietrzewienie odebrało rozum Kaczyńskiemu, który nagle wykorzystuje całą sprawę do tyleż wściekłego co pozbawionego podstaw ataku na Rokitę to żadne usprawiedliwienie.
Źródło informacji: INTERIA.PLMy ludzkie bydło, ludzki gnój, z suteren i poddaszy, my chcemy herb mieć swój, na zgubę wrogom naszym.
Komentarz
-
Zamieszczone przez emsZamieszczone przez NazgulDla refleksji - epitafium dla WSI
KULT - Knajpa morderców
[ciach]...
Komentarz
-
A w Warszawie...
Zamieszczone przez InteriaJak PO nawiązuje do PiS
Plakat Platfomy Obywatelskiej /materiały prasowe
Sobota, 14 października (17:39)
Hasło "Wizja i skuteczność?", nawiązujące do hasła wyborczego kandydata PiS na prezydenta stolicy Kazimierza Marcinkiewicza, widnieje na zaprezentowanym w sobotę plakacie Platformy Obywatelskiej.
- To dowód na skuteczność naszej kampanii - ocenia doradca Marcinkiewicza ds. mediów Konrad Ciesiołkiewicz.
Na billboardzie, który ma pojawić się na stołecznych ulicach w poniedziałek, poza hasłem widnieje też żółto-czerwona (barwy stolicy) flaga związana w węzeł. Jak tłumaczył na konferencji prasowej szef sztabu wyborczego PO w Warszawie Jacek Kozłowski, plakat symbolizuje problemy stolicy, "które są widoczne po czterech latach rządów PiS".
- Poprzez nasz plakat chcemy skłonić warszawiaków do zastanowienia się, do zadania sobie pytania, jaka wizja stolicy Polski jest naszemu miastu potrzebna, i który z kandydatów gwarantuje najwyższą skuteczność w realizacji swojej wizji - mówił Kozłowski.
Jak dodał, PO chce także skłonić mieszkańców stolicy "do bardziej aktywnego zapoznania się z programami poszczególnych kandydatów".
Pytany czy billboardy PO zawisną w sąsiedztwie plakatów Marcinkiewicza, Kozłowski odpowiedział, że "nie tylko". - Jednym z kluczy, który będziemy używać przy lokalizacji tych plakatów, będzie wywieszenie ich w miejscach, gdzie są korki - tłumaczył. Jak dodał, komunikacja jest jednym z głównych problemów stolicy.
"Wizja i skuteczność" to hasło z plakatów Marcinkiewicza/fot. M. Smulczyński /Agencja SE/East News
Kozłowski zapowiedział jednocześnie, że za tydzień pojawią się plakaty wyborcze kandydatki Platformy na prezydenta stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz.
W ocenie doradcy Marcinkiewicza ds. mediów Konrada Ciesiołkiewicza, plakat Platformy to dowód na skuteczność kampanii kandydata PiS "i brak pomysłu na merytoryczną kampanię Hanny Gronkiewicz-Waltz, skoro swoje natchnienie czerpać muszą ciągle od nas i nas naśladować". - Służymy dalszymi lekcjami. Na oko widać co nas odróżnia od działań Hanny Gronkiewicz-Waltz: nasze pomysły są samodzielne - podkreślił Ciesiołkiewicz.
Źródło informacji: PAPZapowiada się kampania PO równie "profesjonalna", jak rok temu. "Skłonić warszawiaków do zastanowienia" w dobie polityki wizerunkowej. Słabo? Swoją drogą, zrobić plakat, do którego trzeba ogłaszać wykładnię... Pomijam już, że bez niej wielu osobom może się on kojarzyć z elegancką konserwatywną muchą przy kołnierzu, a hasło właściwego kandydata mocniej wdrukuje się w podświadomość odbiorców... (znaki zapytania, wykrzykniki i inne dodatki zwykle są ignorowane) Czyli w skrócie: Platforma nastukała Marcinkiewiczowi dodatkowe bilboardy
(i, prawdopodobnie, wyborców).
PS W sumie, jeżeli ktoś jednak skojarzy ten plakat z PO... Może odnieść wrażenie, że użyte w nim kolory nawiązują do charakteru tej partii... Czerwień i żółć...My ludzkie bydło, ludzki gnój, z suteren i poddaszy, my chcemy herb mieć swój, na zgubę wrogom naszym.
Komentarz
-
Zamieszczone przez Foxx za ZiemkiewiczemI fakt, że takie samo zacietrzewienie odebrało rozum Kaczyńskiemu, który nagle wykorzystuje całą sprawę do tyleż wściekłego co pozbawionego podstaw ataku na Rokitę to żadne usprawiedliwienie.
Źródło informacji: INTERIA.PL
tego już nie dało rady wyboldować?
na pohybel wszystkim
Komentarz
Komentarz