To co po Berczyński od 2015 roku dobijał się po domumentację?
I faktycznie prawdą jest, że Wacław Berczyński nie był członkiem zespołu offsetowego i zapewne nie miał możliwości wpływania na ministra rozwoju. Nie zmienia to jednak faktu, że na przełomie lat 2015 i 2016 wystosował on prośbę do Inspektoratu Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej (jednostka prowadząca postępowanie na śmigłowce), by móc zapoznać się z wyżej wspomnianą dokumentacją. Dostał odpowiedź odmowną, ponieważ nie miał wymaganego poświadczenia dostępu do informacji, a postępowanie jest w dużej części zastrzeżone – np. szczegóły ofert stanowią tajemnicę przedsiębiorstw je składających. Po pewnym czasie dr Berczyński wrócił jednak do IU już z odpowiednim upoważnieniem (najpewniej ministra obrony), które pozwalało mu na wgląd w te dokumenty.
Problem w tym, że dokumentacja trwającego prawie cztery lata postępowania liczy nieco ponad 100 tys. stron. – By zbadać takie postępowanie, zespół 10 biegłych rewidentów musiałby poświęcić temu co najmniej kilka miesięcy – mówi nasz rozmówca znający kulisy tego postępowania. Gdy Berczyński zorientował się, jak obszerna jest dokumentacja, którą miałby badać, z pomysłu całościowego sprawdzania postępowania się wycofał. Jednak w kolejnych miesiącach co jakiś czas słał pisma z prośbą o wybrane dokumenty z postępowania i otrzymywał je do wglądu. Ślad w oficjalnym przepływie dokumentów musiał zatem zostać zachowany. Rzeczniczka MON twierdzi jednak, że Berczyński "nie informował ministra obrony o swoim stanowisku". Trudno to zweryfikować, ale warto pamiętać, że w wywiadzie dla DGP przewodniczący podkomisji smoleńskiej stwierdził, że ma z ministrem Macierewiczem relację przyjacielską.
istnieje, a uwalenie przetargu było jednym z punktów programu PiS podczas kampanii (nieoficjalnym oczywiście)
Pamiętaj, że to Berczyński z tym wyskoczył, a nie opozycja czy "niemieckie" media.
I faktycznie prawdą jest, że Wacław Berczyński nie był członkiem zespołu offsetowego i zapewne nie miał możliwości wpływania na ministra rozwoju. Nie zmienia to jednak faktu, że na przełomie lat 2015 i 2016 wystosował on prośbę do Inspektoratu Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej (jednostka prowadząca postępowanie na śmigłowce), by móc zapoznać się z wyżej wspomnianą dokumentacją. Dostał odpowiedź odmowną, ponieważ nie miał wymaganego poświadczenia dostępu do informacji, a postępowanie jest w dużej części zastrzeżone – np. szczegóły ofert stanowią tajemnicę przedsiębiorstw je składających. Po pewnym czasie dr Berczyński wrócił jednak do IU już z odpowiednim upoważnieniem (najpewniej ministra obrony), które pozwalało mu na wgląd w te dokumenty.
Problem w tym, że dokumentacja trwającego prawie cztery lata postępowania liczy nieco ponad 100 tys. stron. – By zbadać takie postępowanie, zespół 10 biegłych rewidentów musiałby poświęcić temu co najmniej kilka miesięcy – mówi nasz rozmówca znający kulisy tego postępowania. Gdy Berczyński zorientował się, jak obszerna jest dokumentacja, którą miałby badać, z pomysłu całościowego sprawdzania postępowania się wycofał. Jednak w kolejnych miesiącach co jakiś czas słał pisma z prośbą o wybrane dokumenty z postępowania i otrzymywał je do wglądu. Ślad w oficjalnym przepływie dokumentów musiał zatem zostać zachowany. Rzeczniczka MON twierdzi jednak, że Berczyński "nie informował ministra obrony o swoim stanowisku". Trudno to zweryfikować, ale warto pamiętać, że w wywiadzie dla DGP przewodniczący podkomisji smoleńskiej stwierdził, że ma z ministrem Macierewiczem relację przyjacielską.
istnieje, a uwalenie przetargu było jednym z punktów programu PiS podczas kampanii (nieoficjalnym oczywiście)
Pamiętaj, że to Berczyński z tym wyskoczył, a nie opozycja czy "niemieckie" media.
Komentarz