Ogłoszenie
Zwiń
No announcement yet.
Polityka
Zwiń
X
-
Ten kto spróbuje wyprowadzić Polskę z UE zostanie odsądzony przez tzw. społeczeństwo od czci i wiary.
"Polsko bo ciebie błyskotkami łudzą, pawiem narodów byłaś i papugą"
Nic się nie zmieniło, europejskość jest trendy, więc jak to tak grilować nie będąc w Europie?
"Jak się wyrosło w komunizmie, to nie można było nie mieć antykomunistycznego nastawienia"
WOLNOŚĆ dla JANUSZA WALUSIA!Komentarz
-
Komentarz
-
Jak ta reforma w istocie ma spowodować większe obciążenia podatkowe, to będzie to piękne samobójstwo rok przed wyborami.
Fakt, w takiej sytuacji definicja słowa "bogaty" ma decydujące znaczenie.
"Jak się wyrosło w komunizmie, to nie można było nie mieć antykomunistycznego nastawienia"
WOLNOŚĆ dla JANUSZA WALUSIA!Komentarz
-
Teraz pewnie dodatkowo podatnicy między 18% a 32%.
Ciekawe czy wprowadzą np. 15 czy 12% dla najlepiej zarabiających.
Z tym strzałem w kolano to też nie wiem. Z jednej strony tak, z drugiej roszczeniowców jest dużo, będą zadowoleni jak państwo da.Komentarz
-
Mnie ciekawi jedna rzecz - bo piszą, że bogaci zapłacą większe podatki. Kim są ci "bogaci"?
Z tym strzałem w kolano to też nie wiem. Z jednej strony tak, z drugiej roszczeniowców jest dużo, będą zadowoleni jak państwo da.Komentarz
-
Nieśmiało zwróciłbym uwagę na...
Przeciętne zarobki w Polsce niższe od … średniej krajowej
Przeciętne wynagrodzenie w Polsce przekracza 4000 zł brutto – wg GUS w listopadzie 2015 wyniosło 4163,98 zł. Jednak z innych danych tej samej instytucji wynika, że wiele osób, szczególnie zatrudnionych w niepełnym wymiarze etatu czy na umowach cywilnoprawnych, zarabia o wiele mniej.
Kwota 4163,98 zł brutto oznacza, że pracownik otrzymuje na rękę niecałe 3000 zł. Trzeba jednak pamiętać, że w tym przypadku w zestawieniu ujęte są tylko zarobki pracujących na umowę o pracę w firmach czy instytucjach zatrudniających powyżej 9 osób. Statystyki nie obejmują więc wszystkich pracujących Polaków.
W grudniu GUS opublikował cykliczny raport na temat. Prezentowany jest on co 2 lata i opisuje stawki dla pracowników, które funkcjonują na poszczególnych stanowiskach w naszej gospodarce. Wynika z niego, że duża część Polaków nawet nie zbliża się do wspominanego powyżej przeciętnego wynagrodzenia.
Mediana wynagrodzeń w naszym kraju wynosi bowiem 3291,56 zł. Oznacza to, że połowa Polaków zarabia powyżej, a druga połowa poniżej tej kwoty. Najczęściej otrzymywana pensja (tzw. dominanta) to zaś 2469,47 zł brutto, czyli niecałe 1800 zł „na rękę”.
Między najlepiej a najgorzej opłacanymi pracownikami jest prawdziwa przepaść. 10% najlepiej zarabiających otrzymywało pensje w wysokości przynajmniej 6917,23 zł brutto. Z kolei w tej drugiej grupie płace nie przekraczały 1718 zł brutto.
Od 2012 roku, kiedy to przedstawiony został poprzedni raport GUS w zakresie zarobków, zwiększyły się one przeciętnie o 5%, czyli tylko niecałe 200 zł brutto. Najsłabiej wynagrodzeni zyskali więc jedynie kilkadziesiąt złotych miesięcznie.
Zarobki Polaków zależą oczywiście w dużej mierze od zajmowanego stanowiska i posiadanych kompetencji, jednak cały czas istnieją także dysproporcje jeśli chodzi o płeć. Mężczyźni zarabiają przeciętnie o 764,18 zł. (ponad 20%) więcej niż kobiety. W tym przypadku od 2010 roku zaobserwować można delikatną, lecz stale się utrzymującą tendencję zwyżkową.
EDIT: niezły Ziemkiewicz przed jutrzejszym "świętem". Dla młodszych forumowiczów
Co tu świętować?
Czwarty czerwca, rocznica tak zwanych "kontraktowych" wyborów i udaremnienia próby lustracji, podjętej przez rząd Jana Olszewskiego, to data wyjątkowo nie nadająca się do świętowania. A już szczególnie do świętowania wolności czy demokracji.
Przypomnijmy sobie oba wydarzenia. Najpierw - czerwiec 1989. Odbyły się tak zwane wybory, których wynik został z góry określony przez ustalenia Okrągłego Stołu. Zgodnie z tymi ustaleniami, Komitet Obywatelski Przy Przewodniczącym NSZZ "Solidarność" Lechu Wałęsie - bo tak się nazywała tymczasowa siła polityczna, sklecona wokół Wałęsy jako "strona społeczna" historycznego dilu - miał prawo wystawić swoich kandydatów do 35 procent mandatów w Sejmie. Kandydatów do pozostałych 65 procent miejsc wyznaczyła władza, przy czym część z nich kandydowała z konkretnych okręgów, a część umieszczona była na tak zwanej liście krajowej, bo władzy nie przyszło do głowy, by - poza tym co bezpośrednio wynikało z dilu - jakoś zasadniczo przerabiać używaną od lat przy picowanych peerelowskich wyborach "bez skreśleń" - nie widziała do tego powodu, spodziewając się wielkiego sukcesu.
Teoretycznie o miejsca dla partii rywalizowali partyjni, a o miejsca "społeczne" - bezpartyjni, ale władza, w swoim przekonaniu bardzo sprytnie, zgłosiła i tam "swoich" bezpartyjnych, przeważnie prezenterów telewizyjnych, znanych lekarzy i tego rodzaju ówczesnych celebrytów. Do Senatu, który teoretycznie mógł nawet w całości zostać zdobyty przez "stronę społeczną" przyjęto niekorzystną dla opozycji ordynację, zamanipulowano też wyznaczając okręgi. Ale to wszystko nie miało znaczenia, bo nawet gdyby Komitet Obywatelski wygrał w 100 procentach, wszędzie gdzie mógł, to wedle umowy i tak komuniści mieli zagwarantowane ponad połowę głosów w Sejmie i ponad dwie trzecie w Zgromadzeniu Narodowym, czyli obu połączonych izbach, a Senat, choćby nawet przypadł cały ludziom Wałęsy, i tak nie miał żadnych realnych kompetencji. Więc mówić, że były to "pierwsze wolne wybory", jak czynią to dziś kodomici i ich medialni patroni, to zwykła kpina z historii.
Owszem, zdarzyło się wtedy coś przez nikogo nie przewidzianego. Do legendy przeszedł towarzysz Czarzasty (nie ten z SLD, jego stryj), który w przeddzień "kontraktowych" wyborów na posiedzeniu KC narzekał, opierając się na badaniach opinii publicznej CBOS pułkownika Kwiatkowskiego (nie tego z SLD, jego ojca) że Komitet Obywatelski wypadnie tak słabo, iż cała operacja z Okrągłym Stołem i symbolicznym podzieleniem się władzą z opozycją weźmie w łeb, bo po prostu nie będzie się z kim dzielić. Tymczasem w głosowaniu Polacy przyznali Komitetowi Obywatelskiemu wszystkie możliwe miejsca w Sejmie i 99 ze stu w Senacie. Ale, co najważniejsze - wycięli w pień listę krajową, która, wedle ordynacji, wymagała co najmniej 50 proc. poparcia. To oznaczało, że 33 mandaty pozostają nieobsadzone, a więc cały zaprojektowany w Magdalence i klepnięty przy okrągłym meblu układ sił bierze w łeb. Komuniści nie mają dwóch trzecich, niezbędnych do wyboru prezydenta! Społeczeństwo odrzuciło umowę Okrągłego Stołu, uznało ją za zbyt kunktatorską, niewystarczającą - po prostu wypowiedziało posłuszeństwo komunistom. PZPR ze swymi satelitami przerżnęła sromotnie nawet w tzw. okręgach zamkniętych, tam, gdzie głosowało wojsko, milicja, dyplomaci i inni beneficjenci systemu.
I co się wtedy stało - kto pamięta? Otóż Wałęsa i jego ekipa najpierw najsurowiej opierdzielili społeczeństwo za to, że głosowało niewłaściwie i surowo stłumili wszelkie próby wyrażenia radości z powodu przegłosowanego końca komuny - a potem wspólnie z komunistami na kolanie, wbrew wszelkim możliwym prawom, logice i przyzwoitości, zmienili wraz z komunistami między turami ordynację wyborczą, tak, aby te 33 mandaty jednak zostały przez PZPR obsadzone, i to kandydatami zgłoszonymi dopiero wtedy, nie uczestniczącymi w pierwszym głosowaniu. W tej drugiej turze wzięło udział tylko 25 procent wyborców (w pierwszej - 63, nawiasem mówiąc, rekord frekwencji nigdy już potem w ćwierćwieczu nie pobity), co samo w sobie było dobitną oceną tego, jak Wałęsa ze swoją ekipą potraktowali Wolę Narodu - ale nie miało to żadnego praktycznego znaczenia. Wbrew wyrażonej dobitnie woli Polaków, PZPR pozostał w swych interesach i wpływach niezagrożony, prezydentem został Jaruzelski, a zamiast oczekiwanej poprawy losu i powrotu do życia publicznego uczciwości, przyzwoitości i prawdy, Polacy dostali zaciskanie pasa, uwłaszczenie nomenklatury i cyniczny "pragmatyzm" w duchu "pierwszy milion trzeba ukraść" - to, co Gustaw Herling Grudziński nazwał potem "wielkim zamazaniem".
Logika porozumienia "Okrągłego Stołu", którą Kiszczak bez trudu narzucił "stronie społecznej" była taka, że oto dwie oświecone elity porozumiewają się, aby wspólnie przeprowadzić trudną, przemyślną intrygę mająca doprowadzić do "demokratyzacji" socjalizmu - ale w tym dziele światłych elit zagrożeniem są masy. Z jednej strony, partyjny "beton", który może wezwać "bratnią pomoc" Sowietów, z drugiej - antykomunistyczna ekstrema, która może nadmiernymi żądaniami ten "beton" sprowokować. Warunkiem sukcesu było więc, by każda ze współumawiających się elit zdusiła swoich ekstremistów.
Ta uwodząca umysły ówczesnych doradców Wałęsy symetria była kompletnie fałszywa - w istocie po stronie PZPR żadnego liczącego się betonu nie było, czego dowodem, jak błyskawicznie, w kilka miesięcy partia nominalnie 1,5-milionowa rozbiegła się bez śladu - po stronie natomiast "społecznej" ekstremą, której nastroje podjęli się spacyfikować Wałęsa z Geremkiem i resztą ekipy okazało się prawie całe społeczeństwo. Ale "oświecona elita" obkomu uwierzyła i dochowuje tej wiary do dziś. Właśnie obezwładnienie tego społeczeństwa, postrzeganego jako ciemna, groźna, katolicka siła, która uwolniona spod kurateli rzuci się stawiać szubienice i robić pogromy, spychając Polskę w otchłań wojny domowej i faszyzmu (czytajcie proszę publicystykę Michnika i jego ludzi z tego okresu), a nie reformy czy broń Boże likwidacja pozostałości totalitaryzmu, były przez ćwierć wieku główną troską i staraniem środowisk, które dziś namawiają nas do radosnego świętowania 4 czerwca.
Prawdziwym momentem triumfu tych środowisk, przypadkiem też przypadającym na ten sam dzień, była "noc teczek" - i to ona powinna być, jeśli już, przedmiotem dumy marszu prowadzonego przez Wałęsę, Kwaśniewskiego i Komorowskiego (jaka szkoda, że nie doczekał tej chwili pierwszy prezydent III RP, Jaruzelski!). Tylko nie wypada, bo co się wtedy stało? Przypomnę, bo i ta historia jest do spodu zakłamana. Rząd Olszewskiego można było odwołać dużo wcześniej, i właściwie było to już ustalone w chwili, gdy nagle Sejm (pod nieobecność większości udeków i postkomunistów) przyjął uchwałę lustracyjną. Wbrew legendzie, ta uchwała nie przyśpieszyła upadku pierwszego demokratycznego rządu RP, tylko przedłużyła jego trwanie. Kluczem jest spotkanie - zostało to zarejestrowane na filmie - Wałęsy z Macierewiczem, gdy ten pierwszy mówi: niech pan uważa, panie ministrze, i niech pan tych agentów ujawni mądrze i odpowiedzialnie - a drugi odpowiada: zapewniam, panie prezydencie, że będzie zrobione starannie.
Byłem kiedyś świadkiem, jak gliniarzowi spisującemu stłuczkę, w której nieoczekiwanie sprawcą okazał się ktoś ważny, przełożony udzielał przez radiotelefon instrukcji: "słuchaj, napisz ten protokół tak, żeby było - no wiesz, dobrze. Rozumiesz? Żeby było dobrze". Na co tamten oczywiście doskonale wiedział, jak ma być to "dobrze". Otóż słowa Wałęsy w tej scenie powiedziane są dokładnie tym samym, cwaniackim językiem.
To Wałęsa właśnie przedłużył trwanie rządu Olszewskiego, czekając, kogo wpisze Macierewicz na listę. Ktoś spyta - przecież doskonale to wiedział, od miesięcy znał poufną "listę Milczanowskiego", praktycznie identyczną z tym, co ogłosił Macierewicz. Oj, naiwny, naiwny... Wałęsa wiedział, kto był agentem, ale zakładał, że Macierewicz nie jest idiotą i przecież nie ujawni uczciwie wszystkich, bo to by oznaczało natychmiastową polityczna śmierć, połączenie wszystkich przeciwko sobie. Więc czekał, jak Macierewicz zagra - rozwali UD, ZChN czy KPN, bo w każdym wariancie zamierzał ugrać dla siebie wzmocnienie władzy. Gdy 4 czerwca rano zorientował się, że Macierewicz jednak jest, wedle Wałęsowego sposobu myślenia, idiotą i uderzył we wszystkich naraz, nawet w niego, na chwilę wpadł w panikę, ale potem opanował sytuację, zmontował szybko koalicję "nocnej zmiany" i o wiele lat przedłużył trwanie elity opartej na peerelowskich układach, lewej kasie i agenturalnych podległościach. Ba, wzmocnił ją znacznie, bo wspólny wróg - rodząca się wtedy centroprawica, i wspólne zagrożenie lustracją położyło kres bratobójczej "wojnie na górze" tak skutecznie, że kiedy dziś przypomina się, jakie wuje wieszało środowisko "Wyborczej" na Wałęsie przed tą datą, młodzi nie są w stanie uwierzyć.
Tamten 4 czerwca, a nie kontraktowe wybory, były dla tej elity prawdziwym zwycięstwem do świętowania - ale głupio jej to otwarcie mówić. Stąd pic, że chodzi o "demokrację" czy "wolność". Stąd, no i z powodu, że właściwie żadnej innej daty usychająca po odsunięciu od żłobów elita III RP nie jest w stanie świętować. Rocznica Sierpnia, która się narzuca, świętowana być nie może, już nawet nie dlatego, że od razu nasuwa się pytanie, dlaczego do dziś nie powstała monografia tak wielkiego wydarzenia historycznego (wiadomo - bo nie dałoby się w niej ukryć, że nie było żadnego płotu, tylko dostarczono Wałęsę do stoczni, by strajk zgasił, co mu się prawie udało) - ale przede wszystkim dlatego, że w ten sposób symbolicznie podkreślono, by w upadku komunizmu i odzyskaniu przez Polskę wolności rolę mas.
A masy, jak się już napisało, w narracji pomagdalenkowych elit były w tym procesie tylko problemem i zagrożeniem. Nie jacyś tam robole swoim strajkowaniem, tylko Wałęsa i Geremek swoim dilowaniem załatwili ciemnej masie demokrację i wolność, czego ta nie doceniła. Taki będzie sens jutrzejszego świętowania na złość PiS-owi, w którym, mam nadzieję, że weźmie udział, dowodząc swego propagandowego ogłupienia, jak najmniej ludzi.Ostatnio edytowany przez Foxx; 739.My ludzkie bydło, ludzki gnój, z suteren i poddaszy, my chcemy herb mieć swój, na zgubę wrogom naszym.Komentarz
-
Proszę bardzo
1. Mieszkania na wynajem
Najważniejszym filarem programu będzie utworzenie Narodowego Funduszu Mieszkaniowego, do którego trafią grunty, które teraz są w dyspozycji Skarbu Państwa (np. tereny pokolejowe). Dzięki temu budowane w ramach programu mieszkania będą tańsze (minister infrastruktury mówił, że średni koszt budowy metra wyniesie 2,5 tys. zł). Mieszkania te następnie mają być wynajmowane. Za ile? - Czynsze wynajmu takiego mieszkania będą wynosić od 10-20 złotych za metr kwadratowy - mówiła premier.
Wynajem ma jednak dawać opcję dojścia do własności. Oznacza to, że po kilkudziesięciu latach wynajmujący staną się właścicielami zamieszkiwanych nieruchomości.
Narodowy Fundusz Mieszkaniowy nie będzie korzystał ze środków budżetowych, podstawą będzie zasób gruntów Skarbu Państwa, na których będą realizowane inwestycje mieszkaniowe.
2. Dla kogo?
Jak mówiła premier Beata Szydło, Mieszkanie plus będzie programem powszechnym. Nie będzie ograniczeń ze względu na wiek czy zarobki.
Premier zwracała jednak uwagę, że ze względu na duże zainteresowanie będą musiały "być określone kryteria, kto w jakiej kolejności będzie mógł mieszkania uzyskać". Preferowane będą rodziny wielodzietne. - W zależności od tego, jaka będzie liczba dzieci, taka będzie przyznawana punktacja. Będą brane pod uwagę dochody, ale to będzie tylko i wyłącznie wpływało na okres oczekiwania na mieszkanie - wyjaśniała szefowa polskiego rządu.
3. Wsparcie budownictwa społecznego
Drugim elementem programu Mieszkanie plus jest wsparcie budownictwa społecznego. Jak mówił sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury i Budownictwa Kazimierz Smoliński, rząd chce wykorzystać potencjał drzemiący w budownictwie społecznym, czyli np. w TBS-ach, spółkach gminnych czy spółdzielniach mieszkaniowych.
Samorządy mogą wnioskować o dofinansowanie w wysokości 35-55 proc. kosztów budowy mieszkań komunalnych. Samorządy, spółki gminne i towarzystwa budownictwa społecznego będą mogły także ubiegać się o preferencyjne kredyty w Banku Gospodarstwa Krajowego na budowę społecznych mieszkań czynszowych.
- Będziemy preferować budownictwo komunalne. Rezygnujemy z budownictwa socjalnego. Wprowadzimy też umowy z mieszkańcami mieszkań komunalnych, które będą zawierane na czas określony - mówił Smoliński.
4. Subkonta mieszkaniowe
Kolejnym elementem programu będą tzw. subkonta mieszkaniowe.
- Bardzo często jest tak, że ktoś ma już mieszkanie, ale nie stać go na remont tego mieszkania, albo chce wybudować dom i też ma problem, bo nie ma na to wystarczających środków - zwracała uwagę premier.
- Stwarzamy możliwość, ażeby powstały tzw. subkonta mieszkaniowe, na które Polacy będą odkładali swoje oszczędności z przeznaczeniem czy to na remont, czy na wybudowanie swojego prywatnego domu, czy też zakup mieszkania. Te oszczędności będą dopełniane przez premie, które będzie dawało państwo - wyjaśniała Szydło.
Środki na nią miałyby pochodzić z wygaszanego programu Mieszkanie dla Młodych.
5. Kiedy?
Minister infrastruktury Andrzej Adamczyk podczas piątkowej konferencji zaprezentował "mapę drogową" realizacji programu.
Powiedział, że projekt powinien zostać dostarczony do kancelarii premiera w trzecim kwartale 2016 r. - Narodowy Program Mieszkaniowy, mam nadzieję, zostanie przyjęty przez rząd w czwartym kwartale 2016 r. - zapowiedział.
- I dalej Mieszkanie plus: mieszkania na wynajem z opcją dochodzenia do własności to początek drugiej połowy 2017 r. Pierwsza połowa 2017 r. to projekt ustaw (...) dotyczący budownictwa społecznego - wyliczał.
Według Adamczyka ustawa o narodowym funduszu mieszkaniowym "pozwoli w drugiej połowie 2017 r. rozpocząć nabór chętnych na wynajem mieszkań realizowanych w ramach tego programu".
- Planujemy, że inwestycje w ramach programu Mieszkanie plus zostaną rozpoczęte z początkiem 2018 r. - dodał minister.My ludzkie bydło, ludzki gnój, z suteren i poddaszy, my chcemy herb mieć swój, na zgubę wrogom naszym.Komentarz
-
Podatek pogłówny to podatek regresywny, popierany przez klasycznych liberałów pokroju JKM i nie ma tam miejsca na kwotę wolną.
Znając socjalne zapędy PiSu, obstawiam że będzie to coś w stylu 10% - 15% - 25% - 35%, co idealnie pokazuje że PiS nie jest żadną partią konserwatywną, jak to Kaczyński zwykł niegdyś powiadać. Konserwatyzm polega na odrzuceniu idei liberalizmu jak socjalizmu i szukaniu własnych rozwiązań, z tym że podatek w gospodarce (nazwijmy to konserwatywnej) potrzebny jest raczej do utrzymania instytucji państwowych. W tej kwestii nie liczy się jego progresywność czy liniowość, a model podatku (przychodowy, obrotowy), z tym że konsewatyzm polega również na odrzuceniu idei etatyzmu (państwowych spółek), w zamian stawiając na silną armię, także niższy na pewno być winien.
Od lat w Polsce brakuje pomysłu na stworzenie rozwiązania tzw. konserwatywnego. Małpujemy za to obce wzorce, które odpowiednie są dla państw dobrobytu, choć cały czas jesteśmy państwem na dorobku. 500+mieszkanie+ idealnie wpisuje się w ten chory antyspołeczny program. Jeżeli już to wszystkie mieszkania komunalne należałoby oddać ich najemcą, jednocześnie przekształcając w spółdzielnie mieszkaniowe.
Odrzucenie liberalizmu w gospodarce konserwatywnej polega na ograniczeniach w sferze etyczno-obyczajowej, natomiast w wydaniu społecznym na ofiarowywaniu Kościołowi majątku ziemskiego jako wędki, by to ten mógł ową funkcję sprawować. Kościół powinien być bogatym przedsiębiorstwem charetatywno-społecznym, uprawiać rolnictwo na masową skale, sprzedawać produkty spożywcze i w ten sposób inwestować np. w budowę mieszkań na wynajem, albo zasiłków dla bezrobotnych, 500+ itp. Wyłącznie poprzez pracę, a nie czerwony socjal.
Niestety, niektórym roszczeniowcą tu nade mną jak widać socjalne rozwiązania się podobają, chociaż socjalizm/etatyzm to domena lewicy. Prawica w czasach rewolucji francuskiej opowiadała się za utrzymaniem monarchii oraz hierarchii, także warto zrewidować swoje poglądy.Ostatnio edytowany przez piejo kury piejo; 63828.Komentarz
-
Może dzięki nim przestaniesz finansować 10000000+?"Nieszczęsny człowiek, który posiada miłość, a szuka czegoś innego".
"Fanatycy wolności kończą jako teoretycy policji". (N. Davila)
Up the Anchor!Komentarz
Komentarz