Zamieszczone przez przemekcwks
Zobacz posta
Identycznie jak Korwin operujesz wypranymi z kontekstu teoriami ignorując aktualne zmienne. Teoretycy klasycznego kapitalizmu żyli w czasach mocno rozproszonej własności prywatnej oraz przed erą industrializacji, co gwarantowało konkurencję. Keynes o roli popytu, a właściwie znaczenia możliwości inwestycji, a nie tylko bieżącej konsumpcji, czy też oszczędności powodujących brak puszczenia zarabianych pieniędzy w rynkowy obieg pisał już w zupełnie innych realiach. Dla jego pomysłów dla odmiany tłem był "wielki kryzys" przełomu lat 20/30 XX w.
Żadna z tych teorii nie ma zastosowania do współczesnej gospodarki globalnej oraz ery zwanej przez niektórych turbokapitalizmem. Polega on w skrócie na tym, że aktualnie brak jest konkurencji w ujęciu kapitalistycznym, gdyż ponad 90% marek tzw. dóbr szybko zbywalnych (FMCG) w światowym obrocie należy pośrednio/bezpośrednio do kilkunastu korporacji oligarchicznie połapanych z politykami.
W takiej sytuacji faktycznie myślenie w kategoriach "społecznej gospodarki rynkowej" jest życzeniowe, ale przy zbiegu określonych działań i zmiennych jakieś szanse powodzenia ma - vide próby Orbana, preferowanie firm dających pracę wielu mieszkańcom na miejscu (więcej pieniędzy idzie do obrotu na lokalnym rynku, co wpływa na rozwój małego handlu, itd.) - np. fabrykom samochodowym kosztem zagranicznych banków. Jest to przeciwieństwo tego, co Korwin nazwałby "wolnym rynkiem", tyle ze takowy nie istnieje od jakiejś połowy poprzedniego wieku.
Przykład "wolnego rynku" w ujęciu Korwina mieliśmy już na przełomie lat '80/'90, gdy weszła tak zachwalana przez gospodarczych liberałów tzw. ustawa Wilczka (o działalności gospodarczej) - ministra ostatniego PZPR-owskiego rządu. Jakie były jej założenia? Że od momentu wejścia jej w życie "każdy Polak może prowadzić działalność gospodarczą na równych prawach". No i prowadziliśmy (należałem do handlujących t-shirtami z łóżek polowych

A gdzie w tym wszystkim jest Korwin? Tradycyjnie - nigdzie. On nawet nie ogarnia jakie zmienne wpływają na to, że zero-jedynkowe "recepty na wszystko" tak kuszące następujące po sobie pokolenia młodych zdeklarowanych (bo do urn zwykle nie idą) wyborców doprowadzają do katastrof jego kolejnych projektów politycznych. Czego konkretnie nie ogarnia? Ano właśnie znaczenia elementów społecznych, relacji między całymi grupami. Zawsze jest niekwestionowanym liderem i to jego nazwisko stanowi markę rzeczonych projektów. No i już trzeci raz z rzędu próbując siłowo forsować swoje pomysły - często sprzeczne z wymyślonymi przez niego samego księżycowymi zapisami statutów własnych organizacji - w gremiach decyzyjnych zakładanych przez siebie ugrupowań wypada z nich w wyniku kontrreakcji koterii anonimków słusznie zauważających w tych pomysłach zagrożenie dla ich stref wpływów. To przykład mechanizmów występujących na jednej kanapie.
W przypadku sprawowania poważnej funkcji wieeelki złożony świat wielu grup o sprzecznych interesach rozjechałby go jak Pendolino z nawalonym maszynistą. Korwin nie wiedziałby nawet skąd nadjechało, bo dla odmiany w jego świecie nie ma jeszcze kolei żelaznej

Komentarz