Polecam:
A od kiedy ten koleś to showman/satyryk?
Zwykły pajac, ot co!
Na tę kampanię świat reklamy patrzy z najwyższym zdumieniem. Bo oto pewien szacowny polski bank, od lat znany z powagi, solidności i jak najlepszych tradycji, nagle inwestuje gigantyczne pieniądze w serię reklam zupełnie do tego wizerunku nie pasujących. Zatrudnia pewnego showmena/cyrkowca/satyryka, obsadza go w dziwnych rolach, każe tańczyć w biurze, rzucać papierami, wyrywać kable z serwerów bankowych...
Gdy nasza zaprzyjaźniona osa to wszystko zobaczyła, poważnie zaniepokoiła się o los swoich pieniędzy. No bo jeśli oni tam tak się bawią, to mogą pomylić przelewy. Poszła więc za wskazówkami intuicji i podpytała wtajemniczonych o co w tym wszystkim chodzi. Jedna z osób mocno osadzonych w branży opowiedziała osie taką historię:
Na ten rzeczywiście dziwaczny pomysł poszły dziesiątki milionów złotych. Sama gaża gwiazdora to kilka baniek. A do tego nośniki, prasa, telewizja, internet, koszty kręcenia filmów - w sumie naprawdę potężny budżet. Czy chodzi tylko o dobro banku? Biorąc pod uwagę przekaz pokazujący bank jako miejsce gdzie nikt nad niczym nie panuje, można wątpić.
Ale może wyjaśnieniem jest jedna z firm obsługujących tę kampanię. Firma pana Andrzeja, pijarowca i lobbysty, który jest mocno zaprzyjaźniony z pewną rządzącą partią. W czasie ostatniej kampanii prezydenckiej biuro jego firmy, zapewne przypadkiem, sąsiadowało z mieszkaniem gdzie mieścił się sztab pewnego kandydata. Ale faktury wystawiane po kampanii już przypadkowe nie były.
Więc wyobraź sobie droga zaprzyjaźniono oso, że z tej kampanii bankowej zostanie kilka-kilkanaście milionów złotych. Na zbliżającą się kampanię polityczną, wyborczą, będzie jak znalazł. Tylko proszę, nikomu ani słowa, żadnych donosów.
Osa przytaknęła, a w duchu pomyślała:
akurat! Osa nie ma prywatnych rozmów, zawsze jest w pracy. Taki ma zawód - donoszenie, choć ze wstrętem.
Pożegnała się czule i zadumana podziwiała sprawność operacji. Przecież w takim systemie (jak z "Misia" - im drożej, tym lepiej, procent jest nasz!) można nie tylko ograniczyć ale i całkowicie zlikwidować finansowanie partii z pieniędzy podatnika!
Gdy nasza zaprzyjaźniona osa to wszystko zobaczyła, poważnie zaniepokoiła się o los swoich pieniędzy. No bo jeśli oni tam tak się bawią, to mogą pomylić przelewy. Poszła więc za wskazówkami intuicji i podpytała wtajemniczonych o co w tym wszystkim chodzi. Jedna z osób mocno osadzonych w branży opowiedziała osie taką historię:
Na ten rzeczywiście dziwaczny pomysł poszły dziesiątki milionów złotych. Sama gaża gwiazdora to kilka baniek. A do tego nośniki, prasa, telewizja, internet, koszty kręcenia filmów - w sumie naprawdę potężny budżet. Czy chodzi tylko o dobro banku? Biorąc pod uwagę przekaz pokazujący bank jako miejsce gdzie nikt nad niczym nie panuje, można wątpić.
Ale może wyjaśnieniem jest jedna z firm obsługujących tę kampanię. Firma pana Andrzeja, pijarowca i lobbysty, który jest mocno zaprzyjaźniony z pewną rządzącą partią. W czasie ostatniej kampanii prezydenckiej biuro jego firmy, zapewne przypadkiem, sąsiadowało z mieszkaniem gdzie mieścił się sztab pewnego kandydata. Ale faktury wystawiane po kampanii już przypadkowe nie były.
Więc wyobraź sobie droga zaprzyjaźniono oso, że z tej kampanii bankowej zostanie kilka-kilkanaście milionów złotych. Na zbliżającą się kampanię polityczną, wyborczą, będzie jak znalazł. Tylko proszę, nikomu ani słowa, żadnych donosów.
Osa przytaknęła, a w duchu pomyślała:
akurat! Osa nie ma prywatnych rozmów, zawsze jest w pracy. Taki ma zawód - donoszenie, choć ze wstrętem.
Pożegnała się czule i zadumana podziwiała sprawność operacji. Przecież w takim systemie (jak z "Misia" - im drożej, tym lepiej, procent jest nasz!) można nie tylko ograniczyć ale i całkowicie zlikwidować finansowanie partii z pieniędzy podatnika!
Zwykły pajac, ot co!
Komentarz