do wywalenia post
Ogłoszenie
Zwiń
No announcement yet.
Polityka
Zwiń
X
-
Elegancko się Kaczyński zaprezentował podczas rozmowy w Salonie24.
Merytorycznie, spokojnie, tak jak trzeba. Miło było słuchać.
Niedosłyszałem tylko za co lekko skarcił Jankego, jakieś pytanie nie na poziomie, nie wiem o co chodzi.
Ogólnie fajna inicjatywa, może trochę dobór gości mógłby być inny, zabrakło mi jeszcze kogoś z obozu przeciwnego PiSowi, a Ziemkiewicz był tam chyba głównie po to żeby nazwiskiem przyciągnąć widzów.
Komentarz
-
Programu nie widziałem(będzie chyba do ściągnięcia - mam nadzieje).
Cała sytuacja dużo mówi o aktualnym stanie rzeczy. Teraz trzeba zejść do podziemia, bo w TV programu nie można zrobić. Tam jest linia odpolityczniona, czyli:
-Leszku..
-.. panie ministrze.
Oraz, rozmowy z platformerskimi celebrytami dyskutującymi z platformerskim premierem.
Ot, ciekawa demokracja
Ale nie o tym chciałem napisać. Podczas programu została umieszczona notka na blogu Kaczora. Wiadomo, że Kaczor tego nie obsługuje, on tylko pisze na kartce i oni to wrzucają, ale naprawdę nie wiem jak głupim trzeba być, żeby wrzucać notkę w tym samym czasie gdy Kaczor jest na wizji.
Komentarz
-
A jednak Mąż Stanu!!! Właśnie ukazało się oświadczenie premiera Donalda Tuska o podaniu się do DYMISJI!!!
Komentarz
-
Zamieszczone przez (L)uko Zobacz postaA jednak Mąż Stanu!!!
Wciąż mąż Małgorzaty.
I na tym chyba poprzestanie...
Komentarz
-
Rafał Ziemkiewicz w formie. Polecam uważne przeczytanie całości, zwłaszcza wyborcom PO:
Prawo i Sprawiedliwość wydało książkę wypełnioną oczywistymi dla każdego nieuprzedzonego obserwatora spostrzeżeniami na temat stanu naszego państwa. W tej części, jaką jest diagnoza sytuacji - a tego dotyczy większość "Raportu" - trudno się tam z czymkolwiek nie zgodzić. Dlatego co rozsądniejsi krytycy głównej partii opozycyjnej, jak choćby publicystka "Gazety Wyborczej", skupili się na wytykaniu jej braku alternatywnego programu. Tu się oczywiście można spierać. Natomiast co do tego, że państwu polskiemu bliżej do wzorców kongijskich, niż zachodnich, i o konkretnych tego przykładach, dyskutować się nie da.
Ale oczywiście polityczny marketing nakazuje, że jak PiS mówi "czarne", to każdy działacz PO musi się nadąć, skrzywić i wycedzić, że PiS to chorzy idioci i w ogóle nie warto dowodzić, że białe. Stąd więc przedstawiciele siły rządzącej w mediach natychmiast orzekli, że chore nie jest państwo, tylko Jarosław Kaczyński.
Tymczasem siłą rozpędu akurat wypadło, że Donald Tusk ogłosił wielki plan walki z biurokracją, jako główną obietnicę swych rządów w kolejnej kadencji. Z jednej więc strony szef oznajmia, że Polskę dławi hydra biurokracji, z drugiej jego totumfaccy szydzą, że tylko chory idiota widzi w Polsce jakieś przerosty biurokracji. A z trzeciej tłum lemingów nie widzi żadnej sprzeczności.
Normalka. Wszystko to, co dziś piętnuje PiS w swoim raporcie, piętnowała już swego czasu i PO - wtedy, gdy po aferze Rywina szła wespół z PiS do władzy. Wtedy Tusk mówił o Układzie, zgniliźnie i potrzebie oczyszczenia (proszę zerknąć w wywiady z epoki) i potrzebie budowy IV RP, a jego współpracownicy podkręcali retorykę, zapowiadając "szarpanie cuglami". Potem Tusk podjął decyzję, że nie będzie brał władzy w koalicji z Kaczyńskimi, bo wynik wyborczy uczyniłby go w tej koalicji słabszym partnerem, tylko zagra o całość jako totalna antypisowską opozycja - głosił więc, że PiS się uwikłał w układy, że nie oczyszcza i nie walczy z patologiami Rywinlandu, i że dopiero on to zrobi, on zbuduje IV Rzeczpospolitą naprawdę (proszę zerknąć w wywiady z epoki). Nadal więc głosił o chorym państwie, tak długo, aż nastrój społeczny się zmienił. Dopiero wtedy Tusk zrobił zwrot o 180 stopni i z radykalnego krytyka III RP zmienił się w jej zajadłego obrońcę; tak, że gdy dorwał się władzy, od lat stara się niczego nie ruszać, niczego nie zmieniać, no, chyba, że już naprawdę rozpaczliwie potrzebuje kasy.
I po tych pięciu latach, w czasie których żadne istotne zmiany się nie dokonały, nagle się okazuje, że państwo, wtedy chore, patologiczne, gnijące i całkowicie do przeróbki, dziś jest tak świetne, że tylko chory może to kwestionować.
Pewien telewizyjny magnat z USA miał powtarzać: "pogarda dla widza zawsze owocuje wzrostem oglądalności". PO przyzwyczaiło się, że im śmielej zakłada, iż wyborcy są stadem kompletnie wymóżdżonych baranów, tym bardziej jej to punktuje. Więc w sumie nie ma się co dziwić.
Zamiast się więc dziwić, zwróćmy uwagę na pouczające zestawienie tego, co u Tuska wolno, a co nie. Partyjny sąd wylał właśnie posła Węgrzyna. Poseł Węgrzyn, jak pamiętamy, jako jedyny odpowiedział pozytywnie na lesbijską kampanię reklamową "niech nas zobaczą", w ramach której panie o takich preferencjach żądały od społeczeństwa, by na nie patrzeć. Węgrzyn oznajmił, gdzieś zresztą w biegu i chyba w swoim "subiektywnym przekonaniu" żartem, że on, owszem, chętnie by popatrzył, dziennikarz zrobił z tego newsa, i "powstało wielkie poruszenie", właśnie zakończone "wyświeceniem" posła z partii.
Zwracam uwagę, że nikt w PO nie wspomniał nawet o wyrzuceniu z partii "Mira" Drzewieckiego choćby za nazwanie Polski "dzikim krajem". Nie mówiąc już o aferze hazardowej. No, ale Węgrzyn jest w sumie nikim, a "Drzewko" byłym skarbnikiem PO z czasów, kiedy jeszcze Tusk nie brał budżetowych subwencji (i nawet zapierał się, że ich nigdy nie weźmie) więc pewnie gdyby się poczuł dotknięty, mógłby nam dużo opowiedzieć, skąd panu premierowi nogi wyrastają.
Pamiętają Państwo jeszcze, za co wyrzucony został z partii senator Misiak? No, ale Misiak też był nikim, w przeciwieństwie do "Chlebka", który jest takoż pod ochroną, jak "Drzewko". A pamiętają Państwo, za co wyleciał z ministrowania pan Ćwiąkalski? No, ale on nie był, jak - nomen omen - Grabarczyk polskiej infrastruktury szefem istotnej dla partii i potrzebnej Tuskowi w wewnętrznych rozgrywkach koterii, zbudowanej na zatrudnieniu w podległym sobie resorcie dziesiątek, a może nawet setek krewnych i znajomych różnych peowskich cwaniaczków.
Co do samej partii rządzącej, około 300 osób wylano z niej osobistą decyzją Tuska za angażowanie się w działalność rozmaitych komitetów lokalnych. Partia, która bajerowała, że będzie "platformą" dla działań obywatelskich, dla aktywności lokalnej, karze surowo za wyłamywanie się z szeregów. Żadna tam aktywność obywatelska - wódz śle w teren swoich przedstawicieli, a miejscowi, jeśli chcą zasłużyć na posady, muszą karnie ich wspierać, albo won ze dwora. Na tym polega ta zawarta w nazwie "obywatelskość".
Aha, no i jeszcze na tym, żeby zawsze mówić odwrotnie niż Kaczyński. Jak prezes PiS stwierdzi, że dyskonty są sklepami dla biedoty, to punktem honoru każdego nachapanego staje się natychmiast publicznie zapewnić, że on sam kupuje w "Biedronce", że w ogóle "Biedronka" jest de best, a wyrób seropodobny z barwionej kurkumą parafiny po 5,99 w promocji pod butelkę Chateaux La Patique to jego codzienny ulubiony zestaw.
I więcej już ruszać mózgownicą nie trzeba.
FELIETONY INTERIA.PLOstatnio edytowany przez Jaco; 1067."Lecz przyjdą czasy, że te kutasy będą przed nami na baczność stać,
Ręka nie zadrży jak liść osiki, gdy będziem w głupie mordy prać.
Więc pijmy zdrowie szwoleżerowie niech smutki zginą w rozbitym szkle,
Gdy nas nie będzie nikt się nie dowie czy dobrze było nam czy źle."
Janusz Waluś - czekaMY!
Komentarz
-
Reminiscencje sprzed 15 lat i wcześniej. Polecam zwłaszcza młodzieży:
Enjoy the videos and music you love, upload original content, and share it all with friends, family, and the world on YouTube.
Enjoy the videos and music you love, upload original content, and share it all with friends, family, and the world on YouTube.
Enjoy the videos and music you love, upload original content, and share it all with friends, family, and the world on YouTube.
i post scriptum:
Ostatnio edytowany przez Jaco; 1067."Lecz przyjdą czasy, że te kutasy będą przed nami na baczność stać,
Ręka nie zadrży jak liść osiki, gdy będziem w głupie mordy prać.
Więc pijmy zdrowie szwoleżerowie niech smutki zginą w rozbitym szkle,
Gdy nas nie będzie nikt się nie dowie czy dobrze było nam czy źle."
Janusz Waluś - czekaMY!
Komentarz
-
Zamieszczone przez Peace Zobacz postaZagadka:
Czego/kogo dotyczył prima aprilisowy żart europosła Migalskiego?
Bez podglądania
Bo on je wali seriami bez oglądania się na daty...
Komentarz
-
O, proszę:
Oświadczenie Skandaliczna wypowiedź prezesa PiS o tym, że: „śląskość jest pewnym sposobem odcięcia...
Oświadczenie
Skandaliczna wypowiedź prezesa PiS o tym, że: „śląskość jest pewnym sposobem odcięcia się od polskości i przypuszczalnie przyjęciem po prostu zakamuflowanej opcji niemieckiej”, jest wyrazem wzrastającego nacjonalizmu w szeregach PiS.
Przypisywanie śląskości zakamuflowanej niemieckości jest dowodem na to, że prezes PiS nie rozumie współczesnej Polski i nie akceptuje różnorodności charakterystycznej dla współczesnej Europy.
Z przykrością stwierdzam, że Jarosław Kaczyński z pozycji piłsudczykowskiej przechodzi na pozycje endeckie. „Ukąszenie giertychowskie” powoduje, że dzisiejszy PiS staje się nowym LPR- em.
W opinii prezesa Kaczyńskiego Polacy muszą być zunifikowaną, bezkształtną masą, zarządzaną przez silnego przywódcę, podczas gdy jesteśmy w swojej polskości zróżnicowani.
Ta różnorodność i pluralizm poglądów jest cechą mojego środowiska politycznego, czyli PJN i z oburzeniem przyjmuję, że owej różnorodności i pluralizmu nie jest w stanie zaakceptować szef największej partii opozycyjnej w Polsce. Odbieranie Ślązakom prawa do polskości i nazwanie ich zakamuflowanymi Niemcami jest nie do przyjęcia i prezes PiS powinien jak najszybciej odwołać te skandaliczne słowa. W innym przypadku będzie traktowany w województwie śląskim jako persona non grata.
dr Marek Migalski
szef PJN w województwie śląskim
"Przyznawajmy się zatem przy okazji spisu do polskości i okażmy sobie nawzajem solidarność. To pół sukcesu. Reszta będzie zależała od nas samych."
Mały manipulant...
Komentarz
-
Trochę o koncesjonowanych narodowcach w czasach komuny - i nie tylko. Warto.
Zamieszczone przez ZiemkiewiczBehawior materii wędrownej (czyli trochę porachunków endeckich)
Kilka tygodni temu, zainspirowany pracą Romana Graczyka o „Tygodniku Powszechnym”, wyraziłem żal, że nikt nie napisał „historii równoległej” Znaku i PAX-u. Po tym felietonie odezwał się dawno nie widziany znajomy z informacją, że książkę o stowarzyszeniu PAX pisze już od ładnych paru lat, ale praca ta zajmie mu jeszcze kęs czasu − trzeba bowiem przekopać się przez mnóstwo teczek, daleko więcej, niż w wypadku Znaku. W tym także przez teczki ubeckie, i to, żeby nie było wątpliwości, pozakładane bynajmniej nie tzw. figurantom, ale wręcz przeciwnie.
Poczekam spokojnie, sprawa pilna nie jest. Stowarzyszenie PAX jest dziś tematem tylko dla historyków. Chociaż… Może z jednej przyczyny spór o nie ma pewne znaczenie dla obecnej debaty publicznej. Rzecz jest niszowa, ale dla mnie akurat ta nisza jest ważna.
Do tego, by raz jeszcze temat podjąć, przekonał mnie p. Maciej Motas, który na ten sam felieton zareagował tekstem w tygodniku „Myśl Polska”. Motas pochwalił mnie za przeciwstawianie się „legendzie o dobrym Znaku i złym PAX-ie”, ale generalnie potępił moją interpretację historii tego drugiego stowarzyszenia, twierdząc, że jej nie rozumiem. Ja mam wrażenie, że on nie zrozumiał słów, które pochwalił. Bynajmniej nie twierdziłem, że w ostatecznym rozrachunku między obydwoma stowarzyszeniami można postawić znak równości. Ja twierdziłem, że wyszły one z tych samych założeń, i u swego zarania były równie kolaboracyjne względem reżimu, którego upadku w przewidywalnym horyzoncie czasowym nikt wtedy nie przewidywał. Dopiero od pewnego punktu ich drogi zaczęły się rozchodzić. Znak zaczął grawitować ku opozycji; PAX zabrnął w kompromitujące służalstwo wobec Jaruzelskiego i zwalczał uparcie „Solidarność” nawet wtedy, gdy sami komuniści już się z jej historycznym przywódcą zblatowali.
Dla Znaku momentem przełomowym było głosowanie nad poprawkami do peerelowskiej konstytucji, kiedy to Stanisław Stomma samotnie wstrzymał się od głosu. I ostatecznie w swej postawie uzyskał wsparcie organizacji, od tego momentu stopniowo niepokorniejącej wobec władzy. Dla PAX szansą podobnej zmiany kierunku był samotny protest Reiffa przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Za ten gest Reiff został z PAX-u usunięty, i losy stowarzyszenia potoczyły się tak, jak już napisałem. Ponieważ u kresu PRL obie organizacje znalazły się w zupełnie innych miejscach, publicyści salonu skłonni są do ahistorycznego rzutowania tych punktów dojścia na całą ich działalność. To właśnie potępiłem i nazwałem bajką − narrację, w której dobry Stomma od samego początku chciał walczyć z komuną, a zły Piasecki być tylko jej biczem na Żydów.
Maciej Motas najpierw z jakąś złośliwą satysfakcją cytuje wiernopoddańczy list, w którym sterroryzowany przez współpracowników Reiff przepraszał za swój bunt Jaruzelskiego, aby uświadomić mi, że niesłusznie kreuję go, jakoby, na „jedynego sprawiedliwego”. (Kreuję? Po prostu doceniam fakt, że jako jedyny przynajmniej próbował zachować się przyzwoicie.) Potem zaś przypomina, iż „[Bolesław] Piasecki wariant »opozycyjności« odrzucił jeszcze w okresie silnej pozycji Stanisława Mikołajczyka”. Wywodzi w ten sposób, że zachowanie PAX-owców w latach osiemdziesiątych wynikało z wierności idei nieżyjącego już wtedy wodza, który chciał odbudowania „nie jakiejś tam opozycji, ale ruchu narodowego”. I że gdyby PAX poszedł sugerowaną przeze mnie drogą, to znalazłby się pod dominacją KOR, a jego prezesem zostałby ktoś w rodzaju Mazowieckiego. Gdyby Motas chciał być w sposobie myślenia konsekwentny, musiałby uznać, że zdominowanie przez KOR, per saldo zwycięski przy Wałęsie, byłoby ze względów taktycznych daleko lepsze niż zmarginalizowanie przy chylącej się ku upadkowi PZPR, ale tu akurat, w odniesieniu do KOR, włącza się Motasowi moralny pryncypializm, który w odniesieniu do bolszewii uważa za śmieszny i nieendecki.
Nie chcę wdawać się w szczegóły, odsyłam zainteresowanych do samodzielnej lektury (niestety, w sieci artykułu nie znalazłem, chyba że ktoś gotów jest zakupić ostatni numer pisma w PDF-ie). Mówiąc w skrócie, odrzucam argumentację Motasa jako sprzeczną z faktami. W latach 80. PAX ponad wszelką wątpliwość, a Bogiem a prawdą już i wcześniej, nie prowadził żadnej politycznej gry, niczego nie osiągał, niczego nie budował. Uczestnictwo „narodowców” w fasadowych przedsięwzięciach takich jak PRON czy Rada Konsultacyjna przy Jaruzelskim było zwykłym „dawaniem ciała”, czystym oportunizmem. A pełnienie roli wyspecjalizowanej agendy PZPR do tępienia pewnej grupy jej przeciwników było tego oportunizmu formą szczególnie wredną.
Moim skromnym zdaniem, o przyjęciu takiej postawy zadecydowały, wbrew złudzeniom Motasa, motywacje bardzo niskie. PAX-owcom po prostu dobrze się w schyłkowym „realnym socjalizmie” żyło. W kraju wiecznych niedoborów spółdzielnia Inco-Veritas przynosiła suty dochód, za te pieniądze działacze organizacji pobudowali sobie wille, i zwyczajnie bali się, że jak będą podskakiwać, to eldorado się skończy. Do tego doszła bardzo daleko posunięta infiltracja stowarzyszenia przez SB; operacja odsunięcia Reiffa wydaje się wręcz przeprowadzona na jej polecenie, rękami jej tajnych współpracowników. A antyżydowskie i antykuroniowe fobie oraz snute z namarszczonymi czołami pozory „wielkiej gry” były po prostu, mówiąc językiem psychologii, „wtórną racjonalizacją” − dorabianiem do oportunizmu ideologii dla oszukiwania samych siebie i szeregowych działaczy oraz pracowników, by wciąż wierzyli, że o coś więcej tu chodzi.
Czemu w ogóle o tym piszę? Polska nieszczególnie potrzebuje rozliczenia z PAX-em, nic wielkiego od tego nie zależy. Natomiast uważam, że potrzebuje takiego rozliczenia endecja. Bo w środowiskach odwołujących się do tradycji Dmowskiego wciąż kultywowany jest swoisty, jak to ładnie ujął pewien Wszechpolak, z którym rozmawiałem, „powiatowy makiawelizm” schyłkowego PAX-u oraz Macieja Giertycha.
Z rozgrzeszenia, a wręcz pochwały kolaboracji Komendera czy wspomnianego już Macieja Giertycha wynika podnoszenie do rangi realizmu i politycznej gry zwykłego czepiania się różnych klamek. Pewien popaksowski nurt endecki, wyrażany właśnie przez „Myśl Polską”, zdaje się głosić pochwałę demonstracyjnego wręcz porzucania zasad i idei na rzecz gabinetowych krętactw, z których ma niby coś wynikać, ale wynikają tylko, w najlepszych sytuacjach, posady − a ostatnio zresztą nawet i to nie.
Dobrym przykładem tej budzącej mój wstręt tendencji jest działalność syna i dziedzica przywołanego przed chwilą byłego członka Rady Konsultacyjnej przy Jaruzelskim, Romana. Jego LPR (ukrywający, zwróćmy uwagę, postulowaną endeckość za „rodzinną” nazwą) tworzony był, jak się wydaje, z podstawowym założeniem, że nic „narodowego” nie jest w stanie zyskać akceptacji Narodu, w związku z czym „narodowcy” zawsze muszą się gdzieś przykleić. Najpierw więc przykleił ich Giertych do Ojca Rydzyka i jego Radia Maryja, choć, jako żywo, insurekcyjno-mistyczny patriotyzm tam głoszony jest tradycji Dmowskiego bardzo daleki. Potem przykleił się do PiS. Kiedy Kaczyński ten wymuszony przez okoliczności sojusz z wyraźną ulgą odrzucił, usiłował się przykleić do Declana Ganleya. Charakterystyczny był pewien epizod, który miał wtedy miejsce: młodzi Wszechpolacy, kierując się zdrowym odruchem sprzeciwu wobec kłamstwa i hipokryzji, wytupali na zgromadzeniu „Libertas” zaproszonego tam Wałęsę, na co Giertych zareagował oburzeniem, teoriami o „agentach PiS” i bodajże odmową wypłacenia im obiecanych pieniędzy za podróż.
Teraz były lider LPR, już nie minister, nie poseł, nie prezes, ale tylko (czy może „aż”?) mecenas Giertych usiłuje się przykleić do PO. Tylko tak można zrozumieć jego usłużne żądanie jakichś „psychologicznych” ekspertyz rzekomych nacisków na pilotów tupolewa. Mecenas Giertych w ten sposób włącza się w kłamliwy propagandowy szum, którym bliska władzy medialna koteria od wielu miesięcy zagłusza fakty. Fakty są bowiem takie, że na regulaminowej wysokości 100 metrów śp. major Protasiuk podał komendę do odejścia, a jego zastępca ją powtórzył. Nie było więc żadnej próby lądowania za wszelką cenę − zagadka przyczyn katastrofy tkwi w zachowaniu samolotu, który mimo tej decyzji nadal opadał, zamiast się zacząć wznosić, i ta zagadka właśnie nie jest wyjaśniana, i po to cały ten jazgot o Tbilisi, śp. generale Błasiku w kokpicie i psychicznej presji, żeby odwracać uwagę od istoty sprawy. W świetle faktów ocena propagandy wdrukowującej Polakom w głowy rzekome „naciski” musi być jednoznaczna, i taka sama jest ocena włączenia się w nią mecenasa Giertycha: nie nazwę go po leninowsku „pożytecznym idiotą” tylko dlatego, że podejrzewam coś znacznie brzydszego niż idiotyzm. Zwłaszcza w kontekście wciąż odżywających pogłosek, że mecenas Giertych ma dostać od Tuska to czy tamto, bo przez pana X może mu w zamian załatwić przełożenie tu, albo przez pana Y tam. Choć, po prawdzie, w kontekście owych pogłosek − mających chyba ugruntowywać wiarę w upadłego wodza − leninowskie określenie ma jednak pewien sens. Bo przecież tylko idiota może sądzić, że tak wytrawny spryciarz jak Tusk dla iluzorycznych „przełożeń” na pana X czy Y ryzykowałby podpadnięcie tak mu potrzebnej michnikowszczyznie.
Oczywiście, między mecenasem Giertychem a byłym PAX-em nie ma związku instytucjonalnego, ale jego, że tak powiem biologicznie, „behawior” (czyli instynktowne zachowanie) jest dokładnie ten sam. Jest to behawior nie politycznego lidera, bo Giertych nigdy liderem być nie umiał, ani nawet nie gabinetowego gracza, tylko, z przeproszeniem, wędrownej materii, która się przykleja do dna okrętu. Jakiegokolwiek, który akurat przepływa i jest odpowiednio duży.
Otóż chcę jasno i wyraźnie powiedzieć, że − parafrazując hołubionego przez Giertycha Wałęsę − tacy „endecy” to mogą Polaków w de pocałować. Panowie, Dmowski uczył politycznego realizmu, ale nie oportunizmu. Dmowski się nigdzie nie przyklejał, nie podwieszał i nie podpinał. Dmowski wyznaczał jasno cel, jakim było budowanie polskiej siły. Kto chce dziś być endekiem, powinien, tak jak twórcy tego nurtu, zająć właśnie budowaniem polskiej siły. Tym, co Popławski nazwał „polityzowaniem mas”. Tłumaczyć „młodym zadłużonym z dużych miast” kto i w jaki sposób ich roluje i dlaczego potrzebują Polski, tak, jak dawni endecy tłumaczyli to przez dziesięciolecia chłopom i robotnikom. Organizować Polaków do myślenia o polskich sprawach i do wykonywania „obowiązków polskich”. Działać w samorządach i organizacjach pozarządowych, i wszędzie, gdzie można realizować polskie interesy, artykułować polskie aspiracje i kształtować polską świadomość.
Ale też, tak sądzę, kto chce dziś być endekiem, musi się z tą tradycją rozliczyć. Bo oprócz wspaniałych lekcji patriotyzmu i politycznego realizmu, oprócz mądrych ekonomistów i mężów stanu, dzielnych żołnierzy i innych godnych szacunku postaci i dokonań, zawiera ona elementy, z których musi być oczyszczona. Takim haniebnym nalotem na endeckiej tradycji jest bez wątpienia polityczny antysemityzm, którego kultywowanie w dzisiejszych jest nie tylko podłe, ale też, co gorsza, zwyczajnie głupie. Do podobnej kategorii uważam naznaczony klęską „powiatowy makiawelizm”, który ongiś narodowców z PAX-u obrócił przeciwko Narodowi; bo Naród, powtórzę raz jeszcze, był wtedy z „Solidarnością”, a nie z Jaruzelskim, Kiszczakiem, Urbanem i inną bolszewicką mętownią. Irytuje mnie niezmiernie, gdy dziś tym „powiatowym makiawelizmem” pogrobowcy dawnych oportunistów zarażają młodzież, wmawiając jej, że cwaniackie i niemoralnie kumanie się z różnymi „Drzewkami” i „Rysiami”, wkręcanie się, podwieszanie i podczepianie, aby tylko bliżej koryta, podlewane sosem antysemickich i antymasońskich obsesji, to jakaś narodowa robota. Guzik tam. Dmowski, gdyby z trumny wstał, to by takich „narodowców” pogonił wyrwaną z niej dechą gdzie palmy rosną.
Tak to widzę i stąd ten tekst.My ludzkie bydło, ludzki gnój, z suteren i poddaszy, my chcemy herb mieć swój, na zgubę wrogom naszym.
Komentarz
Komentarz