Jeśli jest to Twoja pierwsza wizyta pamiętaj o:
sprawdzeniu FAQ klikając w powyższy link. Musisz się zarejestrować
zanim będziesz mógł dodawać posty: kliknij powyższy link, aby się zarejestrować. Aby rozpocząć przeglądanie wiadomości wybierz forum które chcesz odwiedzić.
dla ułatwienia powiem, że w pierwszej chwili komentarze można było dodawać, i mimo że sporo było tych w stylu "Generale życzymy powrotu do zdrowia" to odsetek tych "zdychaj kurwo" było całkiem niemało
Po chwili komentarze zniknęły, ot - wolność słowa
Pamiętasz zapewne, jak zniknęły poprzednio?
Ot, wolność słowa.
"Lecz przyjdą czasy, że te kutasy będą przed nami na baczność stać,
Ręka nie zadrży jak liść osiki, gdy będziem w głupie mordy prać.
Więc pijmy zdrowie szwoleżerowie niech smutki zginą w rozbitym szkle,
Gdy nas nie będzie nikt się nie dowie czy dobrze było nam czy źle." Janusz Waluś - czekaMY!
Z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, socjologiem i politologiem, rozmawia Paulina Jarosińska
Donald Tusk na łamach "Gazety Wyborczej" roztoczył świetlaną wizję czterech lat rządów PO - PSL. Problem polega na tym, że oddalił się w niej od realiów. Premier diagnozuje, że Polska ma się dobrze, obywatele są zadowoleni i wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Ta publikacja w poszerzonej wersji znalazła się na stronach rządowych. Jaki jest jej cel?
- Równolegle z ukazaniem się tego tekstu premier udzielił wywiadu Monice Olejnik i te dwie wypowiedzi doskonale się uzupełniają. Obydwa wystąpienia medialne są w pewnym sensie rozpoczęciem kampanii wyborczej i w imię walki politycznej premier stara się przedstawić swoje rządy w jak najlepszym świetle. To akurat nie powinno dziwić. Odnoszę jednak wrażenie, że najgorsze jest to, iż pan premier naprawdę wierzy w to, co mówi. Tekst w "Gazecie Wyborczej" jest bardzo odległy od rzeczywistości - a wiara szefa rządu w to, co mówi i pisze, powinna napawać nas największym niepokojem. Donald Tusk wierzy głęboko w coś, co ma się nijak do prawdy. Całkowicie nietrafnie diagnozuje stan naszego państwa i sytuację międzynarodową. W tym tekście mówi o czasie dobrobytu i pokoju oraz o polityce małych kroków. To wszystko było zawarte kiedyś w haśle postpolityki. Przekonywano nas, że wystarczy tylko administrowanie państwem, a reszta jakoś sama się ułoży. Ta diagnoza jest błędna. Sytuacja Polski w Europie i na świecie diametralnie się zmieniła na niekorzyść. Premier najwidoczniej coraz głębiej żyje w świecie urojonym. Teraz jednak propaganda sukcesu, którą Tusk sam się zahipnotyzował, brzmi już zupełnie inaczej w uszach Polaków niż jeszcze rok czy dwa lata temu. Społeczeństwo wyczuwa daleko idącą niewiarygodność w zapewnieniach obozu rządzącego. Ocena Tuska i jego ministrów nie jest dziś najlepsza i można odnieść wrażenie, że nawet wyborcy PO zaczynają zdawać sobie z tego sprawę...
Dlaczego tekst ukazał się akurat na łamach gazety Adama Michnika?
- W wyniku ostatnich dwóch miesięcy następuje silne przesunięcie równowagi władzy w obozie rządzącym. Niewątpliwie mamy do czynienia z sytuacją, w której środowisko reprezentowane przez Tuska (związane z liberalnym KLD i dawnymi dysydentami z Unii Wolności) traci jakąś cząstkę władzy, słabnie. Wynika to zarówno z wewnętrznego przesilenia w Platformie, jak również chociażby z krytyki przeprowadzonej przez Leszka Balcerowicza i środowisko "Gazety Wyborczej". W gruncie rzeczy ta krytyka dotyczy tylko zmian w OFE. Artykuł jest pewną formą ukłonu do tego segmentu obozu władzy. Jawi się on również jako próba zażegnania kryzysu wokół Platformy Tuska, konsolidacji zwaśnionych frakcji. Tę samą funkcję spełniało spotkanie dotyczące OFE w Pałacu Prezydenckim - dobrze wiemy, że jeszcze przed nim zapadła decyzja w tej materii, czyli doszło do ugody pomiędzy Komorowskim, Tuskiem i Schetyną. Publikację apologii własnego rządu przez Tuska należy, według mnie, odczytywać właśnie w ten sposób. Jest to próba przedwyborczej kontroofensywy i gest pojednania mający na celu przywrócenie jedności. Proszę zauważyć, że w wywiadzie dla Moniki Olejnik premier straszył tę dziennikarkę fizycznym wręcz zagrożeniem ze strony PiS i powoływał się na siebie jako gwaranta bezpieczeństwa. To także będzie się coraz bardziej nasilać - w miarę słabnięcia PO i zbliżania się terminu wyborów.
Artykuł, o którym mówimy, jest dość długi, a jedyne porażki, jakie dostrzega Tusk, to głównie wzrost biurokracji i sytuacja na kolei. W kontekście tej drugiej sprawy premier zadeklarował, że wszystkie osoby odpowiedzialne za taki stan rzeczy pożegnały się ze swoimi stanowiskami. Zapomniał chyba o ministrze Grabarczyku, który za swoje "zasługi" otrzymał kwiaty.
- Powiem pani tak: w mojej ocenie jest to najgorszy rząd od 1989 roku. Ta władza zdemolowała Polskę zarówno w zakresie polityki zagranicznej - mam tu na myśli obniżenie rangi Polski na arenie międzynarodowej, gospodarczej, a także w zakresie polityki historycznej. Uważam za niezwykle charakterystyczne, że premier wymienił akurat te dwie bolączki na poczet porażek swoich rządów. Być może jest coś, co można zaliczyć na plus - tu najczęściej wymienia się wzrost zadowolenia społecznego czy to, że utrzymywała się koniunktura, co wynikało akurat z wielu czynników. Pomimo tego trudno mówić o rządzie PO - PSL jako o skutecznym, dobrym, świadomym sytuacji, w jakiej znajduje się Polska. To jest paradoks: ten rząd, nic nie robiąc, dokonywał głębokich zmian, które doprowadziły do wielkiego osłabienia naszego państwa.
Premier nie chce przyznać się do istotnych błędów i zaniedbań. Nie wspomina ani słowem o katastrofie smoleńskiej.
- W istocie. Nie mówi też o długu publicznym, który rośnie cały czas. Nie wspomina, że Polska w ciągu trzech lat jego rządów straciła więcej generałów niż w czasie kampanii wrześniowej. Nie mówi w ogóle o katastrofie smoleńskiej. Nie pada ani jedna fraza dotycząca tej strasznej tragedii, która obnażyła przecież słabość, nieudolność i niekompetencje urzędników i instytucji państwowych pod jego rządami.
W kontekście katastrofy dostrzegliśmy chyba najwyraźniej, jak Donald Tusk rozumie prowadzenie polityki zagranicznej. Jest kompletnie pasywny.
- To, co dobrze zilustrowało wizję Tuska na politykę zagraniczną, to zdanie, które wypowiedział, gdy wylatywał na ostatni szczyt europejski. Zapytany o to, jakie będzie polskie stanowisko w sprawie Libii, odpowiedział, że nie sądzi, aby oczekiwano od Polski zajęcia jakiegokolwiek stanowiska w tej sprawie. Tak więc dopóki ktoś od nas czegoś nie wymaga, nie mamy żadnego stanowiska. Nie dotyczy to tylko Libii. Ta postawa pasywno-klientystyczna jest charakterystyczna dla całej obecnej polityki zagranicznej. Proszę zauważyć, jak bardzo zmieniły się nasze działania w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Rząd realizuje we wszystkich sprawach zalecenia UE. Tę pasywność dobrze widać również w naszych kontaktach z Rosją i naiwnym zaufaniu do naszego wschodniego sąsiada, który natychmiast to wykorzystał. Jeśli chodzi o nasze relacje z Niemcami - to także przegraliśmy wszystko, co było do przegrania. Reasumując: to jest rząd, który po prostu zrezygnował z prowadzenia samodzielnej, aktywnej polityki zagranicznej. Relacje z Rosją - również w kontekście katastrofy w Smoleńsku - są symbolem całkowitego zaprzepaszczenia potencjału naszego kraju, rezygnacji z budowania silnej pozycji na arenie międzynarodowej. Tusk jednak, jak widać, wciąż wierzy w to, że jego porażki są sukcesami. I usiłuje wmówić to Polakom.
Dzisiaj Radek Sikorski miał mocny początek swego sejmowego wystąpienia
Biedny aż się zasapał i dopiero po pewnej chwili wkręcił się zwykły narcyzm. Ale tak to jest, kiedy przemówienia zamiast pisać, konstruuje się używając komend "Ctrl+C" i "Ctrl+V". Ciekawe czy jakaś TV później to pokaże?
Cyt. "OFMC kradnie przechodniom rowery, robi burdy w sklepach , bije i zaczepia przechodniów!"
Trybunał Konstytucyjny uznał, że dekrety Rady Państwa PRL o wprowadzeniu w 1981 r. stanu wojennego, są niekonstytucyjne.
Trybunał Konstytucyjny zajmował się sprawą na wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich, śp. Janusza Kochanowskiego.
Uznanie niekonstytucyjności dekretów otworzyły drogę do kwestionowania wyroków sądów stanu wojennego w sprawach niezwiązanych z działaniem na rzecz niepodległości. Wyrok TK umożliwi wznawianie postępowań karnych na korzyść skazanych w stanie wojennym za czyny formalnie kryminalne, np. oddalenie się z pracy uznawane za dezercję, nieprzestrzeganie godziny milicyjnej lub pobyt poza miejscem zameldowania bez zezwolenia.
Według IPN ok. 170 tys. osób ukarano według prawa wojennego za takie wykroczenia niezwiązane z działaniem na rzecz niepodległości - ich sprawcy nie mają obecnie prawa do odszkodowań.
Pierwszy krok zrobiony. Ciekawe, co napisze kumpel generała Adam .
"Lecz przyjdą czasy, że te kutasy będą przed nami na baczność stać,
Ręka nie zadrży jak liść osiki, gdy będziem w głupie mordy prać.
Więc pijmy zdrowie szwoleżerowie niech smutki zginą w rozbitym szkle,
Gdy nas nie będzie nikt się nie dowie czy dobrze było nam czy źle." Janusz Waluś - czekaMY!
Co do decyzji TK
Tylko dlaczego musieliśmy czekać na to tyle lat?
Podstawą materialną narodu jest ziemia, przemysł i handel. Kto ziemię, przemysł i handel oddaje w ręce cudzoziemców, ten sprzedaje narodowość swoją, ten zdradza swój naród.
Jarosław w formie dziś . Jeszcze mocniej trzeba bić kurwy i złodzieji Panie Premierze. Nie to abym był marksistą, ale jak patrze na te wszystkie pochenkowo-kolendowe ryje to zgadzam się z dziadkiem Marksem. Byt kształtuje świadomośc.
Bóg z Nami, choj z Nimi.
Kocham Polskę, Pierdolę 3rp.
Jeśli dojdzie w Polsce do szczytu przywódców Europy Środkowej z udziałem Obamy i uroczystości smoleńskich z Miedwiediewem, to osiągnięć dyplomatycznych Komorowskiego nie da się już łatwo ośmieszyć – pisze publicysta
Bronisław Komorowski nie dał parasola Nicolasowi Sarkozy'emu, usiadł przed Angelą Merkel, a Amerykanów uraczył bigosem. Gdyby tego rodzaju faux pas decydowały o sukcesach w polityce zagranicznej, polski prezydent nie miałby już czego szukać na międzynarodowym parkiecie. Jeszcze wcześniej ze światową sceną musieliby się pożegnać francuski prezydent, który niedawno, będąc w Alzacji, cieszył się publicznie, że znowu jest w Niemczech, oraz niemiecka kanclerz, której zaskakujące wypowiedzi na temat kryzysu w strefie euro na jesieni 2010 r. wywołały zaniepokojenie inwestorów i osłabienie kursu europejskiej waluty (tzw. Merkel crash).
W dyplomacji wpadki są co prawda interesujące, ale wcale nie tak istotne, a bardziej niż wrażenia liczy się skuteczność. Pod tym względem Bronisław Komorowski wypada znacznie lepiej, niż przedstawiają go krytycy, choć to dopiero początek jego wyprawy w Himalaje.
Twarda rozmowa z Rasmussenem
– Byłem bardzo zaskoczony, gdy parę lat temu usłyszałem, że Polska ciągle nie ma planów ewentualnościowych NATO, ponieważ mocno sprzeciwia się temu jedno z państw członkowskich sojuszu – mówił mi niedawno gen. Klaus Naumann. Jako szef Komitetu Wojskowego NATO ten niemiecki generał wprowadzał w latach 90. Polskę do sojuszu.
Jednak najpierw z powodu wojny w Kosowie, a później – co Naumann dość niechętnie przyznaje – ze względu na sprzeciw Niemiec Polska przez 12 lat członkostwa w NATO nie doczekała się planów obrony przez sojuszników (wywiad ukazał się w ostatnim wydaniu "Gościa Niedzielnego"). Fakt, że te plany wreszcie powstają, jest nie tyle sukcesem obecnych polskich władz, ile raczej dowodem na słabość polityki poprzedników. Kiedy na początku września 2010 r. Bronisław Komorowski rozpoczął inauguracyjny objazd po Brukseli, Paryżu i Berlinie, jego spotkanie z Andersem Foghiem Rasmussenem należało do najmniej kurtuazyjnych. Nowy sekretarz generalny NATO nie traktuje swojej roli jako usługodawcy wobec państw członkowskich, lecz jako menedżera, który został wynajęty do realizacji pewnej wizji.
Nowe wyzwania (także poza granicami sojuszu) oraz coraz bliższa współpraca z Rosją były jednymi z jej elementów i miały się znaleźć w negocjowanej wtedy nowej strategii NATO – niestety, także kosztem tradycyjnych zadań obronnych organizacji. Twarda rozmowa z Komorowskim sprawiła jednak, że Rasmussen musiał uwzględnić także polskie interesy bezpieczeństwa. Znalazło to wyraz w dokumentach przyjętych na listopadowym szczycie w NATO w Lizbonie oraz w decyzji o przygotowaniu natowskich planów ewentualnościowych dla Polski.
Skrytykowana niemiecka uchwała
W stosunkach z Niemcami Bronisław Komorowski prowadzi politykę historyczną, której efekty zapewne mógłby pochwalić także śp. Lech Kaczyński. Jeszcze jako marszałek Sejmu Komorowski zorganizował w gmachu Bundestagu w Berlinie wielką wystawę o "Solidarności".
W 20. rocznicę zwycięskich wyborów w czerwcu 1989 r. przypomniał w ten sposób niemieckim elitom politycznym, że upadek muru berlińskiego nie był tylko wynikiem pieriestrojki Michaiła Gorbaczowa i przejęzyczenia Güntera Schabowskiego (ten rzecznik komunistycznej partii NRD omyłkowo ogłosił w telewizji, że władze NRD "ze skutkiem natychmiastowym" znoszą ograniczenia w podróżach do RFN). Uporowi Komorowskiego "Solidarność" zawdzięcza swój pomnik w niezwykle symbolicznym miejscu Niemiec – tuż przy budynku Reichstagu i niedaleko Bramy Brandenburskiej.
Żywe relacje Komorowskiego-prezydenta z nową głową państwa RFN sprawiają, że niemiecka opinia publiczna ma okazję lepiej poznać polską historię XX wieku. Wspólna wizyta Bronisława Komorowskiego i Christiana Wulffa w celi śmierci gen. Stefana Grota-Roweckiego w Sachsenhausen była pierwszym tego rodzaju hołdem, jaki przywódcy Armii Krajowej oddał niemiecki prezydent. Również ostatnie uroczystości wyzwolenia KL Auschwitz, w których na zaproszenie Komorowskiego uczestniczył Wulff z wyjątkowo liczną delegacją, przypominały Niemcom także o polskich ofiarach zbrodniczej polityki III Rzeszy.
To poszukiwanie harmonii w relacjach z Berlinem nie przeszkadza Komorowskiemu twardo stawiać polskich interesów w rozmowach z niemieckimi politykami. O problemach Polonii w Niemczech mówi on podobnym językiem co politycy PiS. Niedawną uchwałę Bundestagu, która gloryfikuje zasługi wypędzonych dla pojednania z sąsiadami, skrytykował jako niezręczną i pomijającą historyczny kontekst. Ponieważ zrobił to podczas wizyty w Czechach, ten głos słabo się przebił do polskiej opinii publicznej.
Dopełnienie polityki pamięci
Dość długo Bronisław Komorowski nie potrafił znaleźć klucza do współpracy z Wiktorem Janukowyczem. Podczas pomarańczowej rewolucji w 2004 r. jako wicemarszałek Sejmu jeździł do Kijowa przecież nie po to, by popierać Janukowycza. Jednak nie tylko dawne uprzedzenia sprawiały, że ukraiński prezydent aż rok zwlekał ze swoją inauguracyjną podróżą do Warszawy. Kiedy wreszcie do niej doszło, okazało się, że prorosyjski przywódca Ukrainy wcale nie musi prowadzić antyeuropejskiej polityki. W Brukseli pojawiają się już pierwsze sygnały, że Ukraińcy zaczynają przyjmować bardziej koncyliacyjną postawę w negocjacjach o stowarzyszeniu z UE.
Po fatalnej końcówce prezydentury Wiktora Juszczenki, który m.in. ogłosił Stepana Banderę bohaterem Ukrainy, polsko-ukraińskie relacje potrzebują także symboli oczyszczających świadomość historyczną. Na lato tego roku planowane są uroczystości w Ostrówkach i Sahryniu, które upamiętnią pamięć ofiar ukraińskich rzezi i polskich akcji odwetowych. Wreszcie bardzo prawdopodobne jest też otwarcie polskiego cmentarza w Bykowni (tzw. czwartego cmentarza katyńskiego). Możliwe więc, że Komorowskiemu uda się dopełnić politykę pamięci, którą wobec Kijowa prowadzili już jego poprzednicy.
Dobre relacje z Miedwiediewem
Także amerykański urobek prezydenta jest większy, niż chcą go widzieć krytycy. Z Waszyngtonu Bronisław Komorowski przywiózł bowiem nie tylko nowe anegdoty, ale również deklarację stacjonowania w Powidzu samolotów U.S. Air Force oraz zapowiedź gotowości Amerykanów do rozmieszczenia w Polsce elementów nowej tarczy antyrakietowej (w grudniu 2010 r. pisał o tym w "Rzeczpospolitej" ambasador USA Lee Feinstein, a ostatnio przypomnieli w Waszyngtonie Hillary Clinton i Radosław Sikorski).
Już słychać, że nie podoba się to w Moskwie, ale oczywiście nie tylko to sprawia, iż sytuacja Komorowskiego na rosyjskim froncie nie jest najlepsza. Jego dobre relacje z Dmitrijem Miedwiediewem nie uchroniły Polski przed publikacją oskarżycielskiego raportu MAK Tatiany Anodiny (podopiecznej Władimira Putina). Możliwe jest jednak, że odegrają jeszcze rolę przy badaniu smoleńskiej katastrofy oraz przyczynią się do pełnego wyjaśnienia okoliczności zbrodni katyńskiej przez władze rosyjskie.
Niedawna wizyta w Pradze dowiodła, że są w polityce zagranicznej kwestie, które Bronisław Komorowski postrzega podobnie, jak widział je Lech Kaczyński. Dla obydwu prezydentów dobre relacje z krajami Europy Środkowo-Wschodniej to podstawowy składnik polskiej racji stanu. Wielu obserwatorów zaskoczyła dobra chemia, jaka pojawiła się w kontaktach Komorowskiego z Vaclavem Klausem i która przypominała relacje czeskiego prezydenta z Kaczyńskim.
Daleko sięgające ambicje
Obecną głowę państwa łączy z nieżyjącym poprzednikiem również specjalny stosunek do państw bałtyckich. Bronisław Komorowski ma doskonałe relacje z politykami łotewskimi, a w kontaktach z Litwinami stara się unikać zarówno sentymentalizmu, który w ostatnich latach Wilno sprytnie wykorzystywało, jak i protekcjonalności, którą da się teraz zauważyć w Warszawie.
Co prawda prezydent nie odegra czołowej roli podczas prezydencji Polski w UE, jednak z planów, które nieco przedwcześnie ujawnili jego doradcy, wynika, że zagraniczne ambicje Komorowskiego sięgają daleko. Jeśli rzeczywiście dojdzie do szczytu przywódców Europy Środkowej z udziałem Baracka Obamy czy uroczystości katyńsko-smoleńskich z Dmitrijem Miedwiediewem, to tych osiągnięć nie da się już łatwo zbagatelizować lub ośmieszyć. To wszystko nie są oczywiście himalajskie szczyty, ale z pewnością to poziom o wiele wyższy niż ten, na który Bronisława Komorowskiego chcą ściągnąć tropiciele dyplomatycznych wpadek.
Autor jest dziennikarzem i publicystą. Pracował m.in. w "Dzienniku" oraz w "Polsce. The Times"
Kamil Durczok zapowiada pozwanie Rafała Ziemkiewicza, którego oskarża o naruszenie dóbr osobistych. Publicysta miał sugerować, że dziennikarz TVN był na antenie pijany
Adwokat upełnomocniony przez Durczoka przysłał do redakcji „Galicyjskiego Tygodnika Informacyjnego TEMI" pismo z żądaniem udostępnienia prywatnego adresu Ziemkiewicza, aby móc mu wysłać pozew o ochronę dóbr osobistych klienta.
Dobra osobiste Durczoka miały zostać naruszone felietonem „Kto pije i płaci", zamieszczonym w numerze 9/2011 tygodnika, a szczególności zawartym nim stwierdzeniem, iż Kamil Durczok prowadził program telewizyjny „Fakty po Faktach" będąc „urżniętym".
Felieton Rafała Ziemkiewicza można przeczytać na blog.rp.pl oraz na stronie temi.pl.
- Kamil Durczok już przez sam fakt straszenia mnie pozwem zyskał niewątpliwie na poważaniu; a jeśli jeszcze zamierza pod przysięgą upierać się w sądzie, że jego zachowanie przed kamerą wynikało z przeciążenia goleni prawej albo egzotycznej grypy, to bardzo też zyska na wiarygodności - powiedział Ziemkiewicz.
Mam niestety przeczucie, że RAZ przegra ten proces.
I jeszcze mała ciekawostka.
Amerykańskie władze zagroziły Hannie Gronkiewicz-Waltz zakazem wjazdu na teren Stanów Zjednoczonych – dowiedział się nieoficjalnie „Tygodnik Solidarność”. To dlatego prezydent Warszawy uległa i zgodziła się, by Izba Pamięci Ryszarda Kuklińskiego została w lokalu przy ul. Kanonii na Starówce.
Zawsze jednak jest strach, że pruknie w towarzystwie głów Europy Środkowej albo zażartuje w niewybredny sposób z żony Miedwiediewa. I co wtedy?
Jeśli do tego dojdzie, to znowu obciach na cały świat.
"Lecz przyjdą czasy, że te kutasy będą przed nami na baczność stać,
Ręka nie zadrży jak liść osiki, gdy będziem w głupie mordy prać.
Więc pijmy zdrowie szwoleżerowie niech smutki zginą w rozbitym szkle,
Gdy nas nie będzie nikt się nie dowie czy dobrze było nam czy źle." Janusz Waluś - czekaMY!
Mam niestety przeczucie, że RAZ przegra ten proces.
Prawdopodobnie.
Przeciez slychac ze Durczok wyszedl wlasnie od dentysty, po znieczuleniu miejscowym szczeki... :>
I z innej beczki:
Administracja USA wyraziła "rozczarowanie" wstrzymaniem przez Polskę procesu uchwalenia ustawy reprywatyzacyjnej i wezwała rząd polski do restytucji prywatnego mienia żydowskiego, choćby w formie rekompensat rozłożonych w czasie. Specjalny doradca sekretarza stanu ds. Holocaustu Stuart Eizenstat powiedział, że USA rozumieją wymogi budżetowe Unii Europejskiej, na które powołuje się rząd polski wstrzymując restytucję, ale zauważył, że sytuacja gospodarcza Polski jest lepsza niż wielu innych krajów europejskich. Podkreślił jednocześnie, że Waszyngton pragnie "w drodze dyplomatycznej" przekonać rząd RP o potrzebie restytucji mienia zagrabionego przez Trzecią Rzeszę i rządy PRL.
A w miedzy czasie Kurkiewicz prowadzi konferencję Grosa o polskich chlopach mordujacych, rabujacych i gwalcacych ocalalych z holokaustu Zydach.
"Lecz przyjdą czasy, że te kutasy będą przed nami na baczność stać,
Ręka nie zadrży jak liść osiki, gdy będziem w głupie mordy prać.
Więc pijmy zdrowie szwoleżerowie niech smutki zginą w rozbitym szkle,
Gdy nas nie będzie nikt się nie dowie czy dobrze było nam czy źle." Janusz Waluś - czekaMY!
Nowoczesne medium, porządkuje świat i dostarcza angażujące informacje, rozrywkę i usługi w czasie rzeczywistym. Przewodnik Polaków w wirtualnym świecie.
Komentarz