MaxyM
30-07-2003, 17:40
Okazuje się, że popularność można osiągać nie tylko po sukcesach w danej dziedzinie, ale również po spektakularnych przekrętach, czynach oraz zachowaniach "czołowych" przedstawicieli polityki i sportu. Gwiazdą pierwszej wielkości i szerokości (oj, ma czym oddychać) w Speckomisji Sejmowej została pani Renata, za publiczne oświadczenie, z kurwikami w oczach, że za seksem to "Łona tęskni, jak F-16 za ofsetem", czy coś w tym rodzaju.
Zdobytego, dzięki temu stwierdzeniu, doskonałego wizerunku posłanki Samoobrony nie jest w stanie zepsuć nawet prokurator, który oskarżył panią Renatę o sfałszowanie podpisów na listach wyborczych.
Podobnie ma się sprawa powrotu na ring (dwa lata temu tchórzliwie z niego zrejterował) w amerykańskim kasynie Andrzeja Gołoty, który został wypromowany we wszystkich krajowych mass-mediach, niczym bohater narodowy. Najdziwniejszy jest fakt, iż list gończy, wysłany w świat przez sąd rejonowy w Sopocie, do tej pory nie mógł dotrzeć do adresata, ale być może nasza Temida była przekonana, że sądowa robota to nie Gołota i tym razem nie ucieknie. Tylko dlaczego, dzień później, gdański sąd okręgowy uchylił wniosek o aresztowaniu boksera?
W piłce kwestia skandalicznych wniosków z menisowo-sejmowego dywanika, wprawdzie jedynie częściowo, ale wydaje się, iż została wyjaśniona. Otóż okazało się, że Mirosław Drzewiecki jest największym futbolowym antytalentem opozycyjnej drużyny (której "kapitanuje" wspaniały piłkarz-amator, Donald Tusk) i dlatego tak dobrze markował grę - wspólnie z rządowymi pseudonapastnikami - w meczu przeciwko Listkoludkom.
Również na kanwie hańbiącego meczu barażowego powinien się wreszcie zakończyć przekręt sprzed kilkunastu lat, który - według ówczesnego Kuleszy - cała Polska widziała. Zgodnie z kodeksem karnym, obowiązującym do 1 lipca 2003 roku, piłkarz nie był funkcjonariuszem publicznym i nie mógł ponosić odpowiedzialności za przestępstwo z art. 228 kk, czyli łapownictwo. Prokurator zatem nie ma podstaw do wystosowania aktu oskarżenia żadnemu z uczestników jaworzyńskiego, futbolowego cyrku, bo odbył się on w czerwcu, a przecież prawo nie działa wstecz.
Z kolei to oznacza, że, jak mawia minister, Krzysztof Janik: "Jesteśmy daleko bliżej zakończenia sprawy". Tyle tylko, że nie afery starachowickiej, czy barażowej, a tytułu mistrza Polski. Bowiem, w świetle prawa, Legii nie tylko należy zwrócić bezprawnie zabrany tytuł, ale i pokryć straty finansowe.
:oho:
Zdobytego, dzięki temu stwierdzeniu, doskonałego wizerunku posłanki Samoobrony nie jest w stanie zepsuć nawet prokurator, który oskarżył panią Renatę o sfałszowanie podpisów na listach wyborczych.
Podobnie ma się sprawa powrotu na ring (dwa lata temu tchórzliwie z niego zrejterował) w amerykańskim kasynie Andrzeja Gołoty, który został wypromowany we wszystkich krajowych mass-mediach, niczym bohater narodowy. Najdziwniejszy jest fakt, iż list gończy, wysłany w świat przez sąd rejonowy w Sopocie, do tej pory nie mógł dotrzeć do adresata, ale być może nasza Temida była przekonana, że sądowa robota to nie Gołota i tym razem nie ucieknie. Tylko dlaczego, dzień później, gdański sąd okręgowy uchylił wniosek o aresztowaniu boksera?
W piłce kwestia skandalicznych wniosków z menisowo-sejmowego dywanika, wprawdzie jedynie częściowo, ale wydaje się, iż została wyjaśniona. Otóż okazało się, że Mirosław Drzewiecki jest największym futbolowym antytalentem opozycyjnej drużyny (której "kapitanuje" wspaniały piłkarz-amator, Donald Tusk) i dlatego tak dobrze markował grę - wspólnie z rządowymi pseudonapastnikami - w meczu przeciwko Listkoludkom.
Również na kanwie hańbiącego meczu barażowego powinien się wreszcie zakończyć przekręt sprzed kilkunastu lat, który - według ówczesnego Kuleszy - cała Polska widziała. Zgodnie z kodeksem karnym, obowiązującym do 1 lipca 2003 roku, piłkarz nie był funkcjonariuszem publicznym i nie mógł ponosić odpowiedzialności za przestępstwo z art. 228 kk, czyli łapownictwo. Prokurator zatem nie ma podstaw do wystosowania aktu oskarżenia żadnemu z uczestników jaworzyńskiego, futbolowego cyrku, bo odbył się on w czerwcu, a przecież prawo nie działa wstecz.
Z kolei to oznacza, że, jak mawia minister, Krzysztof Janik: "Jesteśmy daleko bliżej zakończenia sprawy". Tyle tylko, że nie afery starachowickiej, czy barażowej, a tytułu mistrza Polski. Bowiem, w świetle prawa, Legii nie tylko należy zwrócić bezprawnie zabrany tytuł, ale i pokryć straty finansowe.
:oho: